Jedyne,
co mnie otacza to nieprzenikniona ciemność... Czuję, jak strach
wykręca i wyżyma moje trzewia. Robi mi się niedobrze... Światło!
Potrzebuję światła. Rozglądam się, ale mój wzrok nie jest w
stanie przebić głębokiego mroku. Błądzę jak ślepiec, szukając
rękami czegokolwiek, co dałoby mi oparcie, jednak moje dłonie nie
odnajdują niczego. Powoli i niepewnie stawiam kroki, w obawie przed
upadkiem. Nie wiem po czym stąpam, nie wiem gdzie jestem. Ostatnie
co pamiętam, to tępy ból rozchodzący się od karku pulsującymi
falami. Dotykam tego miejsca i prawie krzyczę. Oczy zachodzą mi
łzami. Mój oddech staje się szybki i urywany. Boję się... Tylko
głupcy boją się ciemności! Nie boję się ciemności, boję się
tego, co może się w niej czaić... Powoli siadam na zimnej
posadzce. Moje oczy same się zamykają.
Gdy
odzyskuję świadomość dostrzegam maleńki jasny punkcik.
Postanawiam iść w jego stronę. Zbieram się bardzo powoli. Moje
ciało jest odrętwiałe po śnie na twardym i zimnym podłożu. Raz
po raz przechodzą mnie dreszcze, moje dłonie są zmarznięte,
ciężko mi poruszyć palcami, ale udaje mi się nieco rozgrzać.
Niepewnie idę w kierunku światełka. Wydaje mi się, że całą
wieczność drepczę w miejscu, ale punkcik niewątpliwie się
powiększa. Przypomina mi okazałą pomarańczę. Dopiero teraz
dostrzegam, że jego kolor bardzo delikatnie się zmienia. Biel
przybiera subtelne odcienie błękitu, fioletu, czerwieni i żółci.
Mój oddech się już uspokoił. Strach powoli ustępuje miejsca
zdenerwowaniu. Nagle jasny punkt zaczyna drżeć, mam wrażenie, że
leci wprost na mnie. Nie. Trwa w tym samym miejscu. Powiększa się z
przerażającą szybkością. Oślepiający blask toczy walkę z
wszechogarniającym mrokiem. Potworny huk ogłusza mnie i przewraca.
Kulę się na posadzce i patrzę jak potężny wybuch ognistymi
językami omiata pomieszczenie, w którym jestem. W tej sekundzie
jasności jestem w stanie jedynie dostrzec masywny, drewniany stół
i unoszące się nad nim ciało. Potwornie białe, skręcone w
agonii. Gdy blask eksplozji gaśnie, zwłoki emanują pulsującym,
zimnym światłem. Gdzieś w górze rozlega się głos. Zachrypnięty,
głęboki, przenikający każdą komórkę mojego ciała.
-
Niech ogień życia zapłonie w twoim wnętrzu. Niech płomień
nienawiści rozbucha się w twoim umyśle. Niech żar pogardy trawi
twoje ciało. Jesteś potęgą! Jesteś chwałą! Jesteś złem!
Zostajesz nominowana do Liebster Blog Award więcej na : www.100igrzyska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCoś innego, intrygującego, Czekam na dalsze rozdziały.
OdpowiedzUsuńTajemniczo... :)
OdpowiedzUsuń