sobota, 8 lutego 2014

Rozdział III

      Las z wolna stawał się coraz rzadszy. Zaczynały dominować nieduże krzewy i Hasto dostrzegł niewielką kępkę jagód. Zatrzymał się i zebrał owoce. Dawno niczego nie jadł i nawet te drobne, ciemne kuleczki ucieszyły jego żołądek. Okolica nie obfitowała w zwierzynę i Hasto zastanawiał się, czy to przez obecność ludzi, czy czegoś innego... Chwilę po zjedzeniu jagód znów zaburczało mu w brzuchu. Spojrzał na swojego wierzchowca, który skubał coś opodal.
       - Może i ja zacznę się żywić trawą?
Westchnął, chwycił wodze i ruszył w dalszą drogę. Z sakwy wyciągnął skórzany bukłak i pociągnął solidny łyk wody. Kiedy oddalał się od żabiego strumienia napełnił go, choć miał nadzieję, że dotrze do jakiejś wioski i będzie mógł napić się czegoś innego.

      Kiedy wyszli z lasu uderzył ich niesamowity odór. Woń ekskrementów mieszała się z zapachem zgnilizny i padliny. Hasto rozejrzał się w celu zlokalizowania źródła tak niezwykle intensywnych olfaktorycznych wrażeń. Bardzo szybko dostrzegł dół kloaczny oddalony od kilkadziesiąt metrów, po przeciwnej stronie można było zobaczyć jak wzgórze przecina jasna wstęga drogi. A więc jest tu jakaś wioska! Wskoczył na konia i pognał w stronę traktu. Z upływem każdej chwili zza wzgórza wyłaniały się pokryte gontem dachy, brudne ściany budynków i krzywy, drewniany płot. Zbliżał się wieczór i na polach uprawnych otaczających wioskę roiło się od kończących pracę ludzi. Widać było, że tego lata plon był wyjątkowo obfity. Jedna z wieśniaczek dostrzegła mężczyznę na koniu i krzyknęła coś do reszty wskazując go palcem. Po chwili wszyscy, nawet obdarty wieśniak obszczywający płot, obserwowali wjeżdżającego do wsi Hasto.
      Kiedy czarnowłosy trafił do gospody na zewnątrz było już całkiem ciemno, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. W środku było gwarno, tłoczno i śmierdziało potem oraz moczem. Co chwila dało się słyszeć krzyki i śmiechy. Gdy Hasto wmieszał się w tłum zobaczył, co było powodem zamieszania. Dwóch słusznej postury mężczyzn lało się po gębach. Jeden z nich wziął z pobliskiego stołu wielki, gruby kufel i przyłożył nim przeciwnikowi w twarz. Hasto poczuł jak coś uderza go w udo. Spojrzał w dół i skrzywił się z obrzydzeniem. Pożółkły ząb leżał w jednej z kropli rozbryzganej na podłodze krwi. Mężczyzna prędko wycofał się w spokojniejsze rejony zajazdu. Choć z zewnątrz budynek nie wyglądał okazale, w środku mieściło się wiele stołów, z których każdy był już zajęty. Obecni jedli, raczyli się piwem, grali w kości i w karty. Hasto nieustępliwie szukał wolnego miejsca. Konał z głodu. W kącie dostrzegł stół, przy którym siedziała tylko jedna osoba. Mężczyzna ruszył w tamtą stronę. Kiedy się zbliżał dostrzegł, że oparta o ścianę zakapturzona postać wyłożyła swoje, odziane w wysokie, jeździeckie buty, nogi na ławce, zajmując całą jej długość. Mimo tego podszedł i najgrzeczniej jak potrafił, zapytał:
        - Można?
      Postać poruszyła się. Kiedy podniosła głowę Hasto zauważył, jak intensywnie zielone oczy mierzą go z góry na dół. Mężczyźnie zaburczało w brzuchu i kobieta bez słowa podkurczyła nogi robiąc mu miejsce. Mógłby przysiąc, że była przy tym niezwykle rozbawiona. Podziękował jej i usiadł. Po krótkiej chwili do stolika zbliżyła się pulchna, biuściasta dziewka, niosąca kufel pełen piwa. Postawiła go przed towarzyszką Hasto, a on korzystając z okazji zamówił posiłek. Burczenie w brzuchu nie dawało mu spokoju. Cały czas dyskretnie obserwował siedzącą obok kobietę. Często sięgała po kufel, jednak robiła bardzo małe łyki, bo gdy Hasto już skończył jeść jej naczynie wciąż było w połowie pełne. Mężczyzna rozłożył się wygodniej na drewnianej ławce i sięgnął po własny, przyniesiony wraz z posiłkiem napój. Kątem oka widział jak kobieta porusza się, wstaje i ponownie siada, tym razem prosto, zakładając nogę na nogę. Niezwykle zgrabną nogę, jak ocenił. Kiedy dopijała swoje piwo, spora kropla uciekła z kącika jej ust i powoli spłynęła po szyi, obojczyku i dekolcie, trafiając wprost między jej piersi. Hasto głośno przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Nie przywykł do takich widoków.
        - Jak cię wołają?
      Nie mógł uwierzyć, że z jego gardła wydobyło się to pytanie, jednak spojrzał ponownie na kobietę, oczekując odpowiedzi. Popatrzyła na niego swymi wielkimi, zielonymi oczami i dopiero teraz dostrzegł jej skrytą w cieniu kaptura drobną twarz, niezwykle długie rzęsy, zgrabny nosek i ponętne usta. Bał się spojrzeć niżej, w spory dekolt jej białej tuniki, więc uważnie studiował jej twarz. Kiedy się poruszyła zauważył tajemniczą grę światła na jej policzku. Widniała tam długa, cienka blizna.
        - Lithia – odpowiedziała w końcu.
        - Nie wyglądasz na kogoś, kto lubuje się w takich miejscach. Co więc tutaj robisz?
- Czekałam na ciebie, Hasto.

1 komentarz:

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony