Las
z wolna stawał się coraz rzadszy. Zaczynały dominować nieduże
krzewy i Hasto dostrzegł niewielką kępkę jagód. Zatrzymał się
i zebrał owoce. Dawno niczego nie jadł i nawet te drobne, ciemne
kuleczki ucieszyły jego żołądek. Okolica nie obfitowała w
zwierzynę i Hasto zastanawiał się, czy to przez obecność ludzi,
czy czegoś innego... Chwilę po zjedzeniu jagód znów zaburczało
mu w brzuchu. Spojrzał na swojego wierzchowca, który skubał coś
opodal.
-
Może i ja zacznę się żywić trawą?
Westchnął,
chwycił wodze i ruszył w dalszą drogę. Z sakwy wyciągnął
skórzany bukłak i pociągnął solidny łyk wody. Kiedy oddalał
się od żabiego strumienia napełnił go, choć miał nadzieję, że
dotrze do jakiejś wioski i będzie mógł napić się czegoś
innego.
Kiedy
wyszli z lasu uderzył ich niesamowity odór. Woń ekskrementów
mieszała się z zapachem zgnilizny i padliny. Hasto rozejrzał się
w celu zlokalizowania źródła tak niezwykle intensywnych
olfaktorycznych wrażeń. Bardzo szybko dostrzegł dół kloaczny
oddalony od kilkadziesiąt metrów, po przeciwnej stronie można było
zobaczyć jak wzgórze przecina jasna wstęga drogi. A więc jest tu
jakaś wioska! Wskoczył na konia i pognał w stronę traktu. Z
upływem każdej chwili zza wzgórza wyłaniały się pokryte gontem
dachy, brudne ściany budynków i krzywy, drewniany płot. Zbliżał
się wieczór i na polach uprawnych otaczających wioskę roiło się
od kończących pracę ludzi. Widać było, że tego lata plon był
wyjątkowo obfity. Jedna z wieśniaczek dostrzegła mężczyznę na
koniu i krzyknęła coś do reszty wskazując go palcem. Po chwili
wszyscy, nawet obdarty wieśniak obszczywający płot, obserwowali
wjeżdżającego do wsi Hasto.
Kiedy
czarnowłosy trafił do gospody na zewnątrz było już całkiem
ciemno, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. W środku było
gwarno, tłoczno i śmierdziało potem oraz moczem. Co chwila dało
się słyszeć krzyki i śmiechy. Gdy Hasto wmieszał się w tłum
zobaczył, co było powodem zamieszania. Dwóch słusznej postury
mężczyzn lało się po gębach. Jeden z nich wziął z pobliskiego
stołu wielki, gruby kufel i przyłożył nim przeciwnikowi w twarz.
Hasto poczuł jak coś uderza go w udo. Spojrzał w dół i skrzywił
się z obrzydzeniem. Pożółkły ząb leżał w jednej z kropli
rozbryzganej na podłodze krwi. Mężczyzna prędko wycofał się w
spokojniejsze rejony zajazdu. Choć z zewnątrz budynek nie wyglądał
okazale, w środku mieściło się wiele stołów, z których każdy
był już zajęty. Obecni jedli, raczyli się piwem, grali w kości i
w karty. Hasto nieustępliwie szukał wolnego miejsca. Konał z
głodu. W kącie dostrzegł stół, przy którym siedziała tylko
jedna osoba. Mężczyzna ruszył w tamtą stronę. Kiedy się zbliżał
dostrzegł, że oparta o ścianę zakapturzona postać wyłożyła
swoje, odziane w wysokie, jeździeckie buty, nogi na ławce, zajmując
całą jej długość. Mimo tego podszedł i najgrzeczniej jak
potrafił, zapytał:
-
Można?
Postać
poruszyła się. Kiedy podniosła głowę Hasto zauważył, jak
intensywnie zielone oczy mierzą go z góry na dół. Mężczyźnie
zaburczało w brzuchu i kobieta bez słowa podkurczyła nogi robiąc
mu miejsce. Mógłby przysiąc, że była przy tym niezwykle
rozbawiona. Podziękował jej i usiadł. Po krótkiej chwili do
stolika zbliżyła się pulchna, biuściasta dziewka, niosąca kufel
pełen piwa. Postawiła go przed towarzyszką Hasto, a on korzystając
z okazji zamówił posiłek. Burczenie w brzuchu nie dawało mu
spokoju. Cały czas dyskretnie obserwował siedzącą obok kobietę.
Często sięgała po kufel, jednak robiła bardzo małe łyki, bo gdy
Hasto już skończył jeść jej naczynie wciąż było w połowie
pełne. Mężczyzna rozłożył się wygodniej na drewnianej ławce i
sięgnął po własny, przyniesiony wraz z posiłkiem napój. Kątem
oka widział jak kobieta porusza się, wstaje i ponownie siada, tym
razem prosto, zakładając nogę na nogę. Niezwykle zgrabną nogę,
jak ocenił. Kiedy dopijała swoje piwo, spora kropla uciekła z
kącika jej ust i powoli spłynęła po szyi, obojczyku i dekolcie,
trafiając wprost między jej piersi. Hasto głośno przełknął
ślinę i odwrócił wzrok. Nie przywykł do takich widoków.
-
Jak cię wołają?
Nie
mógł uwierzyć, że z jego gardła wydobyło się to pytanie,
jednak spojrzał ponownie na kobietę, oczekując odpowiedzi.
Popatrzyła na niego swymi wielkimi, zielonymi oczami i dopiero teraz
dostrzegł jej skrytą w cieniu kaptura drobną twarz, niezwykle
długie rzęsy, zgrabny nosek i ponętne usta. Bał się spojrzeć
niżej, w spory dekolt jej białej tuniki, więc uważnie studiował
jej twarz. Kiedy się poruszyła zauważył tajemniczą grę światła
na jej policzku. Widniała tam długa, cienka blizna.
-
Lithia – odpowiedziała w końcu.- Nie wyglądasz na kogoś, kto lubuje się w takich miejscach. Co więc tutaj robisz?
-
Czekałam na ciebie, Hasto.
Oho! Jest kobieta, będzie ciekawie ;)
OdpowiedzUsuń