Zaczynało
dnieć, gdy Hasto wyruszył w dalszą drogę. Koń paradnym krokiem
maszerował środkiem strumienia. Pierwsze promienie słońca
migotały w zielonych, żółtych i czerwonych liściach. Jesień
tego roku nadeszła niespodziewanie szybko i powoli obejmowała las
swymi brunatnymi ramionami. Jaskółki zrywały się z koron drzew,
by kontynuować swój lot na południe, a skowronki coraz szerzej
otwierały dziobki, wydając z siebie zachwycające melodie. Ich
śpiew wspaniale komponował się z szelestem liści i szemraniem
strumienia. Zupełnie nagle, w jednej chwili żaby rozpoczęły swój
poranny rechotliwy koncert. Oślizgłe pomarańczowe płazy były
wszędzie. Na drzewach, w wodzie, w trawie. Wlepiały w mężczyznę
wyłupiaste oczy. Zaniepokojony koń rżał cicho. Co chwila prychał,
gdy jakieś stworzenie poruszało się. Jedna z żab spadła z
gałęzi, ocierając się o nagie ramię mężczyzny. Hasto krzyknął.
Na jego skórze pojawiła się rozogniona czerwona pręga. Żaby
rechotały coraz głośniej. Mężczyzna rzucił się ku strumieniowi
i obmył palącą ranę. Chłodna woda przyniosła ukojenie tylko na
chwilę, bo ramię błyskawicznie wysychało i ból powracał. Żaby
rechotały coraz głośniej. Hasto rozejrzał się. Jaskrawe płazy
otoczyły go zwartym kręgiem, a ich rechot stał się przerażający,
przenikliwy. Nieco dalej koń wierzgał i wydawał z siebie dzikie
wizgi. Stratował kilka żab, które pod naciskiem jego kopyt
rozbryzgiwały się jak purchawki. Pomarańczowy krąg zacieśniał
się wokół mężczyzny. Żaby zaczęły skakać i Hasto spostrzegł,
że odbijają się od powierzchni wody nie zanurzając w niej. Choć
strumień był dość płytki, mężczyzna zauważył spore
zagłębienie jakieś dwa kroki dalej. Żaby rechotały coraz
głośniej. Hasto wziął głęboki wdech, zgiął się w pół i, z
całych sił odpychając się nogami, zanurkował pod
jaskrawopomarańczowymi płazami. Najszybciej jak potrafił
wystrzelił z wody i wskoczył na wierzchowca.
-
Dalej, Ignis!
Koń
pognał w górę strumienia zostawiając za sobą rozrechotane,
skaczące pomarańczowe plamy. Hasto odetchnął. Nigdy w życiu nie
widział czegoś takiego. Jak
ja nie znam świata... pomyślał.
Był mężczyzną, którego zachwycało piękno natury, był ciekawy
otaczającej go rzeczywistości, fascynowały go wschody i zachody
słońca, uwielbiał patrzeć w rozgwieżdżone niebo. Jednak
potrafił w jednej chwili przysłonić swoją naturę płaszczem
męstwa, brawury i hartu ducha. Potrafił z zimną krwią zabić
innego człowieka. Potrafił bez lęku stanąć oko w oko z
rozsierdzonym bykiem, z pewnością, że wygra. Zawsze wygrywał.
Dlatego musiał odejść. Musiał wygrać wyścig ze śmiercią.
Podoba mi się sposób Twojego pisani i ciekawe opisy, które malują w mojej wyobraźni wspaniałe i kolorowe obrazy. Czy powtórzenie tego samego zdania "Żaby rechotały coraz głośniej." jest zamierzone?
OdpowiedzUsuńTak. Jest w pełni świadome i celowe.
Usuń