Lithia
dyszała ciężko. Jej pierś falowała gwałtownie w rytm
targających nią spazmów. Spomiędzy rozchylonych warg przestał
już ulatywać szaleńczy krzyk, a szeroko rozwarte oczy zacisnęły
się w geście bezsilności. Otworzyła je po chwili i z
niedowierzaniem wpatrywała się w zakrwawionego Travisa.
Na
dziedzińcu panowała cisza. Silny wiatr porywał łzy z twarzy
Lithii i gwałtownymi smagnięciami drażnił jej ciało. Pętla na
jej szyi drżała gwałtownie, a raniący jej skórę ostry splot
sznura wydrapywał czerwoną pręgę. Kobieta oswobodziła się,
oddarła spore pasmo swojej lnianej koszuli i padła na kolana obok
Travisa. Przylgnęła do niego całym ciałem i drżącymi dłońmi
owijała jego ranę jasnym materiałem.
Ravnarr
podbiegł do niej i delikatnie chwycił za ramiona. Strząsnęła
jego dłonie i mocniej przywarła do zakrwawionego blondyna. Wilk
ponownie dotknął jej ciała, ale znów go odepchnęła. Poddała
się dopiero, kiedy szarowłosy gwałtownie ją odciągnął i mocno
objął.
Wciąż
przy nim siedziała. Miał zamknięte oczy, ale jego pierś poruszała
się delikatnie w rytm urywanego oddechu. Bandaż na jego głowie
coraz bardziej przesiąkał czerwienią, a uszkodzona dłoń drżała
gwałtownie. Lithia dotknęła jego czoła. Mokra od potu skóra była
zarumieniona i gorąca. Zioła zaczynały już działać, ale jeszcze
nie przyniosły ulgi. Kobieta ścisnęła jego prawą dłoń i
załzawionymi oczami spojrzała na lewą. W miejscu małego i
serdecznego palca był tylko zakrwawiony lniany materiał. Westchnęła
i zwróciła wzrok na jego głowę. Na białym bandażu powoli
poszerzała się czerwona smuga, ukazując miejsce, gdzie kraniec
topora przeciął skórę. Lithia dziękowała bogom, że Travis
zdołał się uchylić i metal nie uszkodził czaszki. Uniosła jego
rekę i delikatnie dotknęła wargami opuszków palców. Zamknęła
oczy i przycisnęła policzek do wierzchu jego dłoni. Usłyszała
ciche dmuchnięcie i wiedziała, że się uśmiechnął.
-
A jednak. - Nie obróciła się, kiedy szepnął. Z wciąż
zamkniętymi oczami trwała w tej samej pozycji.
-
Nie powiem ci, że cię kocham, jeśli tego oczekujesz – mruknęła.
-
Nie musisz. - Znów się uśmiechnął. - I nawet jeśli zaprzeczysz,
będę tego pewien.
Nie
odpowiedziała. Obróciła się powoli, położyła obok i wtuliła w
jego trawione gorączką ciało. Objął ją sprawną ręką i
wskazującym palcem delikatnie muskał jej plecy.
-
Odwołali egzekucję – powiedziała po chwili.
-
Domyśliłem się tego. Czemu?
-
W czasie kiedy byłeś nieprzytomny...
-
Ile?
-
Kilka godzin. Tempus nawrzeszczał na Ravnarra za przerwanie
egzekucji. A on po prostu wskazał mu na to. - Uniosła dłoń i
pokazała mężczyźnie trójkąt wewnątrz dłoni. - Tempus kazał
odwołać mój wyrok i zaprowadzić mnie do celi. I wtedy
powiedziałam, że ty też to masz...
-
I?
-
Był... Zdziwiony. Nic nie powiedział. Po prostu kazał Ravnarrowi
mnie zaprowadzić do celi, a sam zamknął się z Hasto w gabinecie.
-
Hm... Ravnarr nie zaprowadził cię do celi, prawda?
-
A jak myślisz? - Spojrzała mu w oczy i delikatnie musnęła wargami
jego usta.
Travis
odwzajemnił pocałunek. Po chwili odsunął się, chwycił jej rękę,
kciukiem przejechał po znamieniu, po czym zamknął jej dłoń w
swojej.
-
Co to właściwie jest?
Wróciłaś!!! Matko, jak ja tęskinłam za twoim opowiadaniem :)
OdpowiedzUsuńChociaż krótki rozdział... Cudowny :) W sumie to nie bardzo rozumiem, jak Travis uniknął śmierci, ale cieszę się z tego, że żyje ;)
Też się zastanawiam, o co chodzi z tym znakiem... Mam nadzieję, że niedługo będę czekać na wyjaśnienia ;)
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Dziękuję ♥
UsuńObiecuję, że kolejny rozdział będzie znacznie dłuższy i co nieco wyjaśni :)
Teraz to ja już nie mogę sobie pozwolić na przerwę i nieczytanie, chociaż będzie ciężko, bo matura i te sprawy :/ Ale spróbuję. Jaki romantyczny rozdział! Zarazem taki ekscytujący i ... No, więcej, chcę więcej :) Pozdrawiam, życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń