Rozpogodziło
się nieco i przez poszarzały całun chmur zaczęły przebijać się
słabe promienie poranka. Perliste krople rosy szkliły się na
pożółkłych trawach i srebrnych zbrojach strażników, którzy
wolnym krokiem zmierzali ku celi skazańców Sześć par okutych,
skórzanych butów dudniło ciężko na okazałym dziedzińcu
fortecy, a echo kroków pięło się w górę masywnych murów, jak
długie ramiona dzikiego bluszczu. Wrota rozwarły się z przeciągłym
jękiem i żołnierze wkroczyli do środka. Ich kroki jeszcze
głośniej odbijały się od kamiennych ścian, gdy przemierzali
prosty korytarz. Idącemu na przedzie Kyle'owi szaro-różowawy
marmur podłogi zdawał się falującą rzeką. Miał wrażenie, że
jego serce dudni o metal napierśnika, bijąc w szaleńczym tempie.
Czuł, że pocą mu się dłonie i był pewien, że jeśli zajdzie
potrzeba użycia miecza, nie będzie w stanie go utrzymać. Metal
hełmu boleśnie wrzynał mu się w kark, ale obowiązkiem straży
skazańców był pełny rynsztunek.
Korytarz
dłużył mu się niemiłosiernie. Odchrząknął, zdając sobie
sprawę z nagłej suchości w gardle. Wziął głęboki oddech, choć
jego serca wcale to nie uspokoiło, i zdecydowanym gestem otworzył
masywne dębowe drzwi. Przez chwilę stał w futrynie, wpatrując się
w Lithię, siedzącą na drewnianej pryczy, przykrytej lnianym
prześcieradłem. Patrzyła na niego tymi zielonymi oczami, które
tak bardzo mu się podobały. Zacisnął szczęki i odwrócił wzrok,
czując, że ponowne ogarnia go słabość. Spojrzał na Travisa,
który stał oparty o framugę okna. Jego wzrok utkwiony był w
roztaczającym się za kratą dzikiej winorośli widoku na falujący
błękit jeziora. Kyle dostrzegł, że Travis drży lekko. W
pierwszej chwili pomyślał, że to przez bijący od kamiennych ścian
przenikliwy chłód, który wdzierał się pod ubranie, ale zaraz
zdał sobie sprawę, że to drganie organizmu niepotrafiącego
pożegnać się z życiem. Odchrząknął.
-
Idziemy – jego głos zabrzmiał słabiej niż by tego chciał, ale
i tak nie potrafiłby wydobyć z siebie niczego więcej.
Lithia
wstała powoli i podeszła do Kyle'a. Musiała zadrzeć głowę, aby
spojrzeć mu w oczy. W jego ciepłych, piwnych tęczówkach
spostrzegła własne smutne odbicie.
Travis
objął ją ramieniem i wyszli, otoczeni strażnikami. Bicie serca
blondyna zgrało się z rytmicznym dudnieniem skórzanych buciorów.
Kiedy wyszli na dziedziniec, zalało ich jasne światło, odbijające
się od topora kata, stojącego pod stryczkiem, od zbroi otaczających
ich wojskowych, od biżuterii przyglądającej się wszystkiemu
rady... Lithię uderzyła liczebność zebranych wojowników.
Przemknęło jej przez myśl, że auxilowa przepowiednia o wojnie
faktycznie może się ziścić. Choć przecież teraz to dla niej już
żadna różnica...
Pomimo
stojącego w centrum szafotu, dziedziniec fortecy Laedere był
piękny. Ciemny, brukowany plac dokoła otaczały wysokie mury z
piaskowca, po których coraz śmielej piął się bluszcz i dzika
winorośl, wrastając długimi, cienkimi palcami między masywne
kamienie. Z boku, od strony głównych wrót, dobiegało ciche
szemranie fontanny. Biały, marmurowy sześciokąt, wypełniony
barwioną na delikatny fiolet wodą, odbijał słoneczne światło od
zatopionych w nim cienkich, srebrnych nitek, skrząc się magicznie i
rzucając na skrywające go częściowo, łukowate sklepienie chłodną
poświatę.
Lithia
zauważyła Ravnarra, znajdującego się przy głównej bramie w
towarzystwie Hasto. Obydwaj stali na szeroko rozstawionych nogach, z
dłońmi splecionymi przed sobą na głowicach opartych o bruk
mieczy. Uderzyło ją ich podobieństwo. Gdyby nie szare włosy
Ravnarra i blizna, deformująca jego twarz, diametralnie zmieniająca
rysy, wyglądaliby jak synowie jednego ojca. Wilk złapał spojrzenie
Lithii, a w jego oczach gorzał tak gorący płomień, że kobieta
musiała opuścić głowę.
Tempus
wyszedł na środek i objął wszystkich spojrzeniem. Długa, obfita
szata w kolorze głębokiej czerni, oplatała jego masywne,
muskularne ciało, przyciskana do niego mocnymi tchnieniami wiatru.
Choć widział już wiele wiosen, zdawał się nie poddawać silnemu
nurtowi rzeki czasu.
Na
placu zapanowała cisza, przerywana jedynie szeptem fontanny i cichym
brzękiem długich łańcuchów, w które zakuci byli skazańcy.
Tempus rozpoczął swoją mowę.
-
Zdrada to najhaniebniejszy czyn, jakiego można się dopuścić i nie
ma niczego, co mogłoby ją usprawiedliwiać. Zawiedzenie zaufania
tych, który pokładali w tobie wielkie nadzieje, to czyn niegodny
człowieka, degenerujący, zdzierający honor...
Lithia
nie słuchała przemowy. Patrząc na twarz Tempusa miała wrażenie,
że wiatr porywa jego słowa i unosi je gdzieś daleko, gdy tylko
wypłyną z jego ust, zanim mają szansę wlecieć do jej uszu.
Rozejrzała się po zebranych. Część miała obojętne, zblazowane
miny i z egzaltacją podkreślała, jak bardzo nie chce tutaj być, a
część z troską i smutkiem w oczach wpatrywała się albo w
Lithię, albo w bruk.
-
… Człowiek nienależący do naszego szlachetnego klanu – do
Lithii dotarły urywane słowa Tempusa – nie ma prawa skalać swoją
osobą tradycji. Dlatego też, postanowieniem rady, obecny tutaj
Travis z Eilengardu zostanie pozbawiony głowy przez również
obecnego, mistrza w swoim fachu, Valdena Cervici.
Travis
zadrżał, kiedy zimne dłonie strażnika dotknęły jego pleców,
popychając delikatnie ku podwyższeniu. Obrócił się przez ramię
i jego spojrzenie natknęło się na piwne tęczówki, które widział
w celi. Przez ułamek sekundy przeskoczyła pomiędzy nimi dziwna
iskra zrozumienia. W końcu blondyn stanął ostrożnie tuż obok
masywnego, dębowego pniaka i zdał sobie sprawę, że oddycha przez
usta. Oblizał spierzchnięte wargi nerwowym gestem i zamknął oczy,
czekając na rozkaz wykonania wyroku.
Lithia
odetchnęła głęboko, po raz ostatni swobodnie wypełniając płuca
powietrzem. Rozkoszowała się delikatnym chłodem drażniącym jej
nozdrza i tlenem, pozwalającym przeżyć jeszcze te kilka chwil.
Nagle zdała sobie sprawę, że nie czuje już zapachu kwiatów i
malin, który zawsze ją otaczał. Nie była już sobą. Teraz była
bezwolną marionetką, która dała się zmanipulować losowi i nic w
niej nie było już takie samo.
Ravnarr
zacisnął szczęki, aż rozbolała go żuchwa i tępy ból
promieniował aż w okolice skroni, zaślepiając i mącąc zmysły.
Czuł się, jakby ktoś uderzył go w głowę obuchem. Wciąż nie
mógł uwierzyć, że Tempus naprawdę ich zabije. Że ją zabije.
Lithię. Jego ukochaną, najsłodszą Lithię. Odwrócił wzrok, nie
mogąc patrzeć, jak kat Laedere odgarnia włosy kobiety i
przyozdabia jej szyję grubym sznurem, a Travis klęka przed
drewnianym pniakiem, przykładając do niego głowę. Cisza zdawała
się brzęczeć, wibrować w wilgotnym, jesiennym powietrzu, które
nagle stało się przytłaczająco ciężkie.
-
Przygotować się! - Na dźwięk głosu Tempusa wszyscy z lękiem
poderwali głowy, a kaci chwycili za narzędzia swojej pracy.
Ravnarr
nie mógł na to patrzeć. Odwracając głowę zauważył, że Hasto
robi to samo. Obydwaj chcieli oszczędzić sobie tego widoku. Kiedy
jednak do jego nozdrzy doleciał delikatny, ledwie wyczuwalny zapach
malin i letnich kwiatów, uniósł wzrok na Lithię. Zmrużył oczy i
całym sobą chłonął jej widok. Łzy zakręciły mu się w oczach,
kiedy kobieta dziecięcym gestem zacisnęła dłonie na sznurze. Po
chwili kat zdecydowanym gestem chwycił jej przedramiona i zmusił do
opuszczenia. I wtedy Ravnarr to zauważył.
-
W imieniu całego klanu Laedere skazuję was na karę śmierci za
dopuszczenie się haniebnych czynów i działalność na szkodę
nasze wspólnoty. Kaci, czyńcie swoją powi...
-
STOP! - Wrzask Ravnarra zabrzmiał jak grzmot, pośród szmeru
oddechów zebranych i krakania przelatującego stada wron.
Ułamek
sekundy później dało się słyszeć głuche uderzenie topora i
przenikliwy, kobiecy pisk.
_
Przepraszam za tak długą przerwę, ale klasa maturalna niestety zabiera dużo cennego czasu.
Zastanawiam się nad sensem dalszej publikacji, ponieważ publikując liczę na opinie o mojej twórczości, a niestety w ostatnim czasie zanikły prawie całkowicie.
Czy ktoś jeszcze to czyta?
Uwielbiam takie zakończenia <3
OdpowiedzUsuńGeneralnie niesamowicie budujesz napięcie, bo niby nic się nie dzieje, a jednak serce drży.
Pisz dalej, czekam z niecierpliwością :D
Ejże, ejże, tylko mi nie mówcie, że to kolejny blog, na który trafiłam, zachwyciłam się historią i... zorientowałam, że autor już go porzucił :< Bardzo pięknie proszę, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńRany, przeczytałam jak na razie tylko ostatni rozdział, ale na pewno połknę też w swoim czasie całą resztę :) To, co czytałam, jest zadziwiająco podobne do jednej ze scen z mojej własnej pisaniny, chowanej gdzieś do najgłębszej szuflady na dysku (nawet charakteryzowanie bohaterki przez jej zapach, noooo :D), dlatego ten rozdział odczytałam cokolwiek osobiście :) Ale zaręczam Ci, że to nie jedyny (nawet nie najważniejszy) powód, dla którego nerwowo podgryzałam wargi :)
Podoba mi się plastyczność Twoich opisów, to jak z kilku zdań tworzysz 'pełnokrwisty' opis miejsca. Mój faworyt to opis dziedzińca, bardzo ładne kolory (jestem wzrokowcem, uwielbiam 'kolorystyczne' teksty :P).
Jak na razie nie ogarniam tylko kto jest kim, po co i dlaczego i co w zasadzie się dzieje, ale obstawiam, że jak tylko znajdę czas na trzydzieści kilka rodziałów (o rany:D), to obczaję wszystko :)
Pozdrawiam ciepło w tym zimnym październiku i zaklinam - PUBLIKUJ DALEJ, CHCĘ WIĘCEJ :D
Spokojnie, wcale nie porzucam bloga :) Po prostu, póki co, ciężko mi znaleźć na niego czas. Ale postaram się w najbliższych dniach dodać kolejny rozdział :)
UsuńI dziękuję ślicznie za miły komentarz, właśnie dla takich słów publikuję moje "dzieło" ♥
Co się stanie, co się stanie?! Ojojoj.
OdpowiedzUsuń