wtorek, 30 września 2014

Rozdział XXXVIII

   Rozpogodziło się nieco i przez poszarzały całun chmur zaczęły przebijać się słabe promienie poranka. Perliste krople rosy szkliły się na pożółkłych trawach i srebrnych zbrojach strażników, którzy wolnym krokiem zmierzali ku celi skazańców Sześć par okutych, skórzanych butów dudniło ciężko na okazałym dziedzińcu fortecy, a echo kroków pięło się w górę masywnych murów, jak długie ramiona dzikiego bluszczu. Wrota rozwarły się z przeciągłym jękiem i żołnierze wkroczyli do środka. Ich kroki jeszcze głośniej odbijały się od kamiennych ścian, gdy przemierzali prosty korytarz. Idącemu na przedzie Kyle'owi szaro-różowawy marmur podłogi zdawał się falującą rzeką. Miał wrażenie, że jego serce dudni o metal napierśnika, bijąc w szaleńczym tempie. Czuł, że pocą mu się dłonie i był pewien, że jeśli zajdzie potrzeba użycia miecza, nie będzie w stanie go utrzymać. Metal hełmu boleśnie wrzynał mu się w kark, ale obowiązkiem straży skazańców był pełny rynsztunek.
   Korytarz dłużył mu się niemiłosiernie. Odchrząknął, zdając sobie sprawę z nagłej suchości w gardle. Wziął głęboki oddech, choć jego serca wcale to nie uspokoiło, i zdecydowanym gestem otworzył masywne dębowe drzwi. Przez chwilę stał w futrynie, wpatrując się w Lithię, siedzącą na drewnianej pryczy, przykrytej lnianym prześcieradłem. Patrzyła na niego tymi zielonymi oczami, które tak bardzo mu się podobały. Zacisnął szczęki i odwrócił wzrok, czując, że ponowne ogarnia go słabość. Spojrzał na Travisa, który stał oparty o framugę okna. Jego wzrok utkwiony był w roztaczającym się za kratą dzikiej winorośli widoku na falujący błękit jeziora. Kyle dostrzegł, że Travis drży lekko. W pierwszej chwili pomyślał, że to przez bijący od kamiennych ścian przenikliwy chłód, który wdzierał się pod ubranie, ale zaraz zdał sobie sprawę, że to drganie organizmu niepotrafiącego pożegnać się z życiem. Odchrząknął.
   - Idziemy – jego głos zabrzmiał słabiej niż by tego chciał, ale i tak nie potrafiłby wydobyć z siebie niczego więcej.
   Lithia wstała powoli i podeszła do Kyle'a. Musiała zadrzeć głowę, aby spojrzeć mu w oczy. W jego ciepłych, piwnych tęczówkach spostrzegła własne smutne odbicie.
   Travis objął ją ramieniem i wyszli, otoczeni strażnikami. Bicie serca blondyna zgrało się z rytmicznym dudnieniem skórzanych buciorów. Kiedy wyszli na dziedziniec, zalało ich jasne światło, odbijające się od topora kata, stojącego pod stryczkiem, od zbroi otaczających ich wojskowych, od biżuterii przyglądającej się wszystkiemu rady... Lithię uderzyła liczebność zebranych wojowników. Przemknęło jej przez myśl, że auxilowa przepowiednia o wojnie faktycznie może się ziścić. Choć przecież teraz to dla niej już żadna różnica...
   Pomimo stojącego w centrum szafotu, dziedziniec fortecy Laedere był piękny. Ciemny, brukowany plac dokoła otaczały wysokie mury z piaskowca, po których coraz śmielej piął się bluszcz i dzika winorośl, wrastając długimi, cienkimi palcami między masywne kamienie. Z boku, od strony głównych wrót, dobiegało ciche szemranie fontanny. Biały, marmurowy sześciokąt, wypełniony barwioną na delikatny fiolet wodą, odbijał słoneczne światło od zatopionych w nim cienkich, srebrnych nitek, skrząc się magicznie i rzucając na skrywające go częściowo, łukowate sklepienie chłodną poświatę.
   Lithia zauważyła Ravnarra, znajdującego się przy głównej bramie w towarzystwie Hasto. Obydwaj stali na szeroko rozstawionych nogach, z dłońmi splecionymi przed sobą na głowicach opartych o bruk mieczy. Uderzyło ją ich podobieństwo. Gdyby nie szare włosy Ravnarra i blizna, deformująca jego twarz, diametralnie zmieniająca rysy, wyglądaliby jak synowie jednego ojca. Wilk złapał spojrzenie Lithii, a w jego oczach gorzał tak gorący płomień, że kobieta musiała opuścić głowę.
   Tempus wyszedł na środek i objął wszystkich spojrzeniem. Długa, obfita szata w kolorze głębokiej czerni, oplatała jego masywne, muskularne ciało, przyciskana do niego mocnymi tchnieniami wiatru. Choć widział już wiele wiosen, zdawał się nie poddawać silnemu nurtowi rzeki czasu.
   Na placu zapanowała cisza, przerywana jedynie szeptem fontanny i cichym brzękiem długich łańcuchów, w które zakuci byli skazańcy. Tempus rozpoczął swoją mowę.
   - Zdrada to najhaniebniejszy czyn, jakiego można się dopuścić i nie ma niczego, co mogłoby ją usprawiedliwiać. Zawiedzenie zaufania tych, który pokładali w tobie wielkie nadzieje, to czyn niegodny człowieka, degenerujący, zdzierający honor...
   Lithia nie słuchała przemowy. Patrząc na twarz Tempusa miała wrażenie, że wiatr porywa jego słowa i unosi je gdzieś daleko, gdy tylko wypłyną z jego ust, zanim mają szansę wlecieć do jej uszu. Rozejrzała się po zebranych. Część miała obojętne, zblazowane miny i z egzaltacją podkreślała, jak bardzo nie chce tutaj być, a część z troską i smutkiem w oczach wpatrywała się albo w Lithię, albo w bruk.
   - … Człowiek nienależący do naszego szlachetnego klanu – do Lithii dotarły urywane słowa Tempusa – nie ma prawa skalać swoją osobą tradycji. Dlatego też, postanowieniem rady, obecny tutaj Travis z Eilengardu zostanie pozbawiony głowy przez również obecnego, mistrza w swoim fachu, Valdena Cervici.

   Travis zadrżał, kiedy zimne dłonie strażnika dotknęły jego pleców, popychając delikatnie ku podwyższeniu. Obrócił się przez ramię i jego spojrzenie natknęło się na piwne tęczówki, które widział w celi. Przez ułamek sekundy przeskoczyła pomiędzy nimi dziwna iskra zrozumienia. W końcu blondyn stanął ostrożnie tuż obok masywnego, dębowego pniaka i zdał sobie sprawę, że oddycha przez usta. Oblizał spierzchnięte wargi nerwowym gestem i zamknął oczy, czekając na rozkaz wykonania wyroku.
   Lithia odetchnęła głęboko, po raz ostatni swobodnie wypełniając płuca powietrzem. Rozkoszowała się delikatnym chłodem drażniącym jej nozdrza i tlenem, pozwalającym przeżyć jeszcze te kilka chwil. Nagle zdała sobie sprawę, że nie czuje już zapachu kwiatów i malin, który zawsze ją otaczał. Nie była już sobą. Teraz była bezwolną marionetką, która dała się zmanipulować losowi i nic w niej nie było już takie samo.
   Ravnarr zacisnął szczęki, aż rozbolała go żuchwa i tępy ból promieniował aż w okolice skroni, zaślepiając i mącąc zmysły. Czuł się, jakby ktoś uderzył go w głowę obuchem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Tempus naprawdę ich zabije. Że ją zabije. Lithię. Jego ukochaną, najsłodszą Lithię. Odwrócił wzrok, nie mogąc patrzeć, jak kat Laedere odgarnia włosy kobiety i przyozdabia jej szyję grubym sznurem, a Travis klęka przed drewnianym pniakiem, przykładając do niego głowę. Cisza zdawała się brzęczeć, wibrować w wilgotnym, jesiennym powietrzu, które nagle stało się przytłaczająco ciężkie.
   - Przygotować się! - Na dźwięk głosu Tempusa wszyscy z lękiem poderwali głowy, a kaci chwycili za narzędzia swojej pracy.
   Ravnarr nie mógł na to patrzeć. Odwracając głowę zauważył, że Hasto robi to samo. Obydwaj chcieli oszczędzić sobie tego widoku. Kiedy jednak do jego nozdrzy doleciał delikatny, ledwie wyczuwalny zapach malin i letnich kwiatów, uniósł wzrok na Lithię. Zmrużył oczy i całym sobą chłonął jej widok. Łzy zakręciły mu się w oczach, kiedy kobieta dziecięcym gestem zacisnęła dłonie na sznurze. Po chwili kat zdecydowanym gestem chwycił jej przedramiona i zmusił do opuszczenia. I wtedy Ravnarr to zauważył.
   - W imieniu całego klanu Laedere skazuję was na karę śmierci za dopuszczenie się haniebnych czynów i działalność na szkodę nasze wspólnoty. Kaci, czyńcie swoją powi...
   - STOP! - Wrzask Ravnarra zabrzmiał jak grzmot, pośród szmeru oddechów zebranych i krakania przelatującego stada wron.
   Ułamek sekundy później dało się słyszeć głuche uderzenie topora i przenikliwy, kobiecy pisk.
   

_
Przepraszam za tak długą przerwę, ale klasa maturalna niestety zabiera dużo cennego czasu. 
Zastanawiam się nad sensem dalszej publikacji, ponieważ publikując liczę na opinie o mojej twórczości, a niestety w ostatnim czasie zanikły prawie całkowicie.
Czy ktoś jeszcze to czyta?

4 komentarze:

  1. Uwielbiam takie zakończenia <3
    Generalnie niesamowicie budujesz napięcie, bo niby nic się nie dzieje, a jednak serce drży.
    Pisz dalej, czekam z niecierpliwością :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejże, ejże, tylko mi nie mówcie, że to kolejny blog, na który trafiłam, zachwyciłam się historią i... zorientowałam, że autor już go porzucił :< Bardzo pięknie proszę, pisz dalej :)
    Rany, przeczytałam jak na razie tylko ostatni rozdział, ale na pewno połknę też w swoim czasie całą resztę :) To, co czytałam, jest zadziwiająco podobne do jednej ze scen z mojej własnej pisaniny, chowanej gdzieś do najgłębszej szuflady na dysku (nawet charakteryzowanie bohaterki przez jej zapach, noooo :D), dlatego ten rozdział odczytałam cokolwiek osobiście :) Ale zaręczam Ci, że to nie jedyny (nawet nie najważniejszy) powód, dla którego nerwowo podgryzałam wargi :)
    Podoba mi się plastyczność Twoich opisów, to jak z kilku zdań tworzysz 'pełnokrwisty' opis miejsca. Mój faworyt to opis dziedzińca, bardzo ładne kolory (jestem wzrokowcem, uwielbiam 'kolorystyczne' teksty :P).
    Jak na razie nie ogarniam tylko kto jest kim, po co i dlaczego i co w zasadzie się dzieje, ale obstawiam, że jak tylko znajdę czas na trzydzieści kilka rodziałów (o rany:D), to obczaję wszystko :)
    Pozdrawiam ciepło w tym zimnym październiku i zaklinam - PUBLIKUJ DALEJ, CHCĘ WIĘCEJ :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, wcale nie porzucam bloga :) Po prostu, póki co, ciężko mi znaleźć na niego czas. Ale postaram się w najbliższych dniach dodać kolejny rozdział :)
      I dziękuję ślicznie za miły komentarz, właśnie dla takich słów publikuję moje "dzieło" ♥

      Usuń
  3. Co się stanie, co się stanie?! Ojojoj.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony