piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział XXXVI

   Chłodny wiatr, jak subtelne palce kochanka, muskał nabierające głębokich, ciepłych barw jesieni, gałęzie brzóz, olszyn i topoli, które szumiały cicho, mieniąc się złotem, czerwienią i ciemnymi odcieniami zieleni. Korony drzew pochylały się lekko, poruszane nieustającymi, wschodnimi podmuchami. Tańcząc, gubiły liście, które barwnym korowodem opadały na ziemię, zaściełając ją miękkim dywanem przemijania.
   Powoli zza pofalowanej, pokrytej przełamaną złotem zielonością, linii horyzontu wyłoniła się blada kula słońca, zalewając wszystko różowo-błękitną poświatą i podbijając biel pojedynczych obłoków delikatnym, jasnym fioletem, sypnęła garść skrzących się, wielobarwnych iskier na falującą taflę jeziora.
   Gdzieś niedaleko zakrzyczał kos, obwieszczając początek nowego dnia.

   Spotkali Hasto, gdy oddawał się samotnej kontemplacji wschodzącego słońca. Poranny różowo-błękitny blask igrał na jego zmęczonej twarzy. On także nie zaznał tej nocy dobrego snu. Niebieskie oczy, obramowane ciemnymi cieniami, wydawały się być przygasłe, a na czole pojawiła się głęboka, pionowa bruzda. Kiedy stanęli nieopodal niego, obrzucił ich tylko niechętnym spojrzeniem i westchnął.
   - Hasto. – Travis położył dłoń na ramieniu przyjaciela. - Chodź z nami. Ucieknijmy stąd. Z daleka od Laedere. Z daleka od niebezpieczeństwa. Nie musimy być częścią tego szaleństwa.
   Czarnowłosy strącił jego rękę i spojrzał w jego przepełnione nadzieją oczy. Przez chwilę się zawahał. Chęć powrotu do normalności mieszała się w nim z rozgoryczeniem. W głowie zaszumiały mu słowa Vanity. On nie jest twoim przyjacielem, Hasto. Zdradził cię. Zabrał ci kobietę.
   - Nigdzie z wami nie idę – warknął, a na jego twarzy zagościł nieładny grymas.
   - Hasto... - zaczęła cicho Lithia.
   Obrócił się gwałtownie w jej stronę i zmrużył oczy.
   - Zamilcz – wysyczał. - Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Ani gdziekolwiek iść.
  Lithia otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęła je i spuściła głowę.
  - Straże! - Hasto zauważył dwóch rosłych mężczyzn, wychodzących z prostopadłego korytarza. Jednym z nich okazał się Ravnarr. - Dlaczego więźniowie nie są w celi?
   - Być może mieli powód, aby ją opuścić. - Ravnarr wzruszył ramionami.
   Hasto spojrzał na niego z niechęcią i, ignorując nieme błaganie Lithii, nakazał mężczyznom zaprowadzić więźniów tam, gdzie ich miejsce.
   - Co się tutaj dzieje? - Głos Vanity sprawił, że po plecach jej siostry przepełzły zimne macki lęku.
   Hasto obrócił się w stronę blondynki. Na jego twarz wpłynął dziwny wyraz czułości, jakby była zaledwie cienką warstwą słonecznych promieni na grubej tafli lodu. Kobieta z obojętnością potoczyła wzrokiem po zebranych i ponowiła pytanie.
   - Już nic – mruknął Ravnarr i chwycił nadgarstek Lithii.
   Kasztanowłosa nie poruszyła się. Jej wzrok utkwiony był w ukarminowanych wargach Vanity, które bezgłośnie szeptały. Odebrałam ci go. Lithia doskonale wiedziała o kogo chodzi, ale przyjmowała tego do wiadomości. Zmrużyła oczy. Nie. Nigdy nie będzie twój. Już otwierała usta, aby jej opowiedzieć, ale Vanita była szybsza.
   - Wychłostaj tę sukę, Ravnarr. Odechce jej się sprzeciwiać wyrokom Czasu. - Na jej ustach zagościł złośliwy uśmiech.
  - To ty jesteś suką – powiedział cicho Travis, unosząc butnie głowę. - Jesteś zwykłą, sprzedajną dziwką na usługach Laedere.
  Ravnarr spojrzał na niego z nieskrywanym podziwem. Hasto odwrócił głowę, rozdarty pomiędzy obroną kobiety, która pokazała mu prawdę, a dołączeniem do przyjaciela. Vanita otworzyła usta, mruknęła przekleństwo i rzuciła się na Travisa, wymierzając mu siarczysty policzek. Twarz mężczyzny zaczęła boleśnie pulsować ostrą czerwienią.
  Lithia wyszarpnęła rękę z uchwytu Ravnara i skoczyła na siostrę, targając ją za jasne pasma. Upadły na marmurową posadzkę z dzikim wrzaskiem wściekłości. Vanita zatopiła długie paznokcie w policzku Lithii, przez co krew kasztanowłosej splamiła jej bladą skórę. Ruda nie była dłużna, uniosła się i chwyciła szyję siostry, jednak jej palce ześlizgnęły się za sprawą czerwonej cieczy i tylko chwyciła jej suknię, rozdzierając ją i ukazując białą koronkę bielizny blondynki. Vanita otwartą dłonią uderzyła Lithię w krwawiący policzek, co sprawiło, ze z jej ust wyrwał się okrzyk bólu. Pokonując rozgwieżdżony mrok, który zamajaczył jej przed oczami, Lithia uderzyła przeciwniczkę w brzuch. Rozległ się trzask łamanej kości.
  Pierwszy oprzytomniał Ravnarr. Chwycił Lithię w pasie i odciągnął ją od siostry. Kasztanowłosa wciąż wierzgała, łokciem trafiła w krocze mężczyzny, który zagryzł zęby, ale nie wypuścił jej ze swoich ramion. W końcu opadła z sił i dyszała ciężko, nadal podtrzymywana przez mężczyznę.

   - Mówiłam, że to nic nie da – warknęła Lithia, poprawiając bandaż na twarzy.
   - Spróbujemy jeszcze raz. - Zdeterminowanie wywołało na twarzy Travisa zabawny wyraz zaciętości.
   - On jest po wpływem Vanity – mruknęła. - Nie wiesz, jak ona potrafi omotać mężczyzn. A poza tym, gratuluję. W końcu ktoś nazwał ją po właściwym imieniu.
   Travis uśmiechnął się, ale nie odezwał. Spojrzał na Lithię. Kasztanowe włosy niepokornie wymsknęły się z objęć czarnej tasiemki i okalały teraz drobną twarz kobiety łagodnymi falami. Oczy Lithii przywodziły mu na myśl zieloność łąki, skąpanej w ciepłych promieniach letniego słońca. Mimowolnie spojrzał na jej falujące przy każdym oddechu piersi, widoczne przez wycięcie w lnianym materiale cienkiej koszuli. W myślach powrócił do ich wspólnej nocy. Pełnej czułości i westchnień. Z żadną kobietą nie przeżył takiej nocy. Nagle zapragnął znaleźć się obok niej. Poczuć znów jej ciepło, jej kojący zapach. Podszedł powoli i delikatnie przygarnął ją do siebie ramieniem. Owionęła go woń kwiatów i malin. Przymknął oczy, rozkoszując się przyjemnym zapachem.

_
Rozdział z dedykacją dla pewnej Kaczki, bez której pewnie by go nie było. Tylko ona swoimi groźbami potrafi mnie zmotywować :)

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Za wszelkie błędy przepraszam i proszę o ich wytknięcie :)

3 komentarze:

  1. Jeeeej.
    Rozdział bardzo pikny, chociaż trochę nie zrozumiałam, dlaczego nie byli w celi. Być może to przez moje roztargnienie, albo po prostu tak miało być.

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem pod wrażeniem opisów przyrody ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :) Podobało mi się wszystko, dosłownie i opisy przyrody i walki dziewczyn ( zaszalałaś, od razu przyszła mi na myśl walka kobiet w budyniu, czekoladzie albo czymś takim, czym faceci się rajcują :D) oraz pragnienia Travisa.Good job!

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony