Powoli
niebo stawało się coraz ciemniejsze, gdy przytłaczające chmury
jęły wtaczać się na nie, przesłaniając zimne, jaskrawe słońce.
Chłodny wiatr głośno szeptał w listowiu. Powietrze stało się
gęste i ciężkie. Znów zanosiło się na deszcz. Pojedyncze,
wielkie krople zaczęły rozpryskiwać się na ziemi.
Travis
usiadł na poszyciu pod najbardziej rozłożystym drzewem. Nie
widział sensu w dalszej wędrówce tego dnia. Był mokry, głodny i
zły. Wciąż pobrzmiewały mu z głowie słowa Auxila, że Hasto
jest bezpieczny, pomimo zapewnień Lithii, że tak nie jest.
Spojrzał
na kobietę. Stała wyprostowana, z wzrokiem utkwionym we fragmencie
murów Laedere widocznym na horyzoncie. Mocny wiatr rozwiewał jej
włosy i chłodnymi razami smagał skórę, ale zdawała się tego
nie odczuwać. Dopiero, gdy ciężkie krople spadły na jej
nieosłonięte ramiona, ocknęła się z zamyślenia. Obróciła się
powoli. Spojrzała na Travisa. Siedział oparty o gruby pień. Jedną
nogę wyciągnął przed siebie, drugą zgiął, nonszalancko
opierając na niej przedramię. Opuściła wzrok. Po chwili podeszła,
bez słowa usiadła pomiędzy jego udami i wtuliła się w tors,
szukając ciepła i bezpieczeństwa. Mężczyzna objął ją mocno i
schował twarz w jej włosach. Otoczył go kwiatowo-malinowy zapach.
Pozwolił, aby słodka, delikatna woń wypełniła jego nozdrza.
W
swoim życiu miał wiele kobiet. Był z nimi tak blisko, jak blisko
mogą być ze sobą kochankowie. Znał każdy skrawek ich ciała.
Znał każdy jęk, jaki potrafił wyrwać się z ich ust. W tym
momencie jednak miał wrażenie, że niczego nie wie o bliskości.
Nigdy nie zachwycał go zapach kobiety, dotyk jej włosów, rytm jej
oddechu. A teraz, w tej chwili uścisku, pomyślał, że to mu
wystarcza, że nie musi szukać wciąż nowych doznań, nowych
kochanek. Wystarcza mu sama obecność Lithii, jej zapach, głos,
delikatny dotyk.
Potężny
grzmot wyrwał ich ze snu. Choć burza oddalała się i spomiędzy
gęstych chmur wyzierało ostre poranne słońce, niebo wciąż
przeszywały błyskawice. Chłodne powietrze przesycone było ozonem
i świeżością, a mimo to dawało się wyczuć dziwną, ulotną nić
zapachu, od którego kręciło się w głowie, a żołądek
podskakiwał do gardła. Zapach ten przywodził na myśl rozkład i
robactwo. Przywodził na myśl śmierć.
Dochodziło
południe, kiedy najedzeni upolowanym przez Lithię zającem ruszyli
w dalszą drogę. Po porannej burzy jedynym śladem była delikatna
rosa na poszyciu i dolnych partiach drzew. Powietrze stało się
parne i lepkie, jakby zapowiadało się na kolejny deszcz, choć
północny wiatr niósł ze sobą przenikliwy chłód.
Kiedy
zbliżali się do granicy lasu, z ziemi zniknęły opadłe liście i
małe krzaki. Stopniowo zastąpiła je chropawa, ciemna skorupa
przypominająca zastygłą lawę. Wysokie niegdyś pnie drzew teraz
straszyły nędznymi, poszarpanymi kikutami, jakby ktoś połamał je
jak zapałki. Im dalej szli, tym niższe pozostałości napotykali,
aż w końcu ujrzeli tylko nierówno zasypane doły, pozostałe po
karczowaniu.
-
Bogowie... - jęknął Travis, wskazując coś, co Lithia początkowo
uznała za stos odpadów.
Podeszli
bliżej i mężczyzna z trudem powstrzymał wymioty.
-
Ten stwór wygląda, jakby był zszyty z kilku trupów. - Wyszeptał,
zasłaniając twarz przed potwornym odorem zgnilizny i rozkładu.
Przed
nimi leżało coś, co z pozoru wyglądało na bezładną kupę
mięsa, jednak na tle splugawionej ziemi wyraźnie odznaczały się
doczepione do pozszywanego z różnych kawałków skóry korpusu
kończyny. Tłusty, wielki brzuch otoczony był grubymi łańcuchami,
których skrajne ogniwa rozchyliły się, jakby nie wytrzymały
jakiejś niewyobrażalnej siły. Szeroko rozwarte oczy ukazywały
przekrwione białka i różnobarwne tęczówki. Z rozchylonych szczęk
wyzierały pożółkłe, prostokątne zęby, a czerwony jęzor zwisał
luźno. Tkanki poddały się już rozkładowi i w niektórych
miejscach skóra zrobiła się fioletowo-zielona, a miejsca szwów
pokrywało wijące się, białe robactwo.
-
To thaur – wyjaśniła Lithia po chwili. - Widziałam go jedynie w
starych książkach, nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek starał
się go stworzyć. Zaraz... - obeszła stwora naokoło. Ciekawość
mieszała się w niej ze strachem i obrzydzeniem. - To potwór z
mojej wizji!
-
Spójrz na łańcuchy. – Travis przełamał się i kucnął obok
stwora. - Są rozerwane. To coś kiedyś żyło!
Lithia
spojrzała na niego z obłędem w oczach.
-
Mahtagurth powracają...
*
Hasto
rozsiadł się wygodnie w obitym perkalem fotelu, starając się
ignorować sznur wpijający się w nadgarstki. Atak na Ravnarra nie
był najlepszym pomysłem, jednak książę odczuwał dziką
satysfakcję na widok błyskawicznie siniejącego oka mężczyzny.
-
Dlaczego miałbym wam pomagać? - W głosie czarnowłosego
pobrzmiewała drwina. - Groziłeś mi śmiercią moich najbliższych.
Obiecałeś sprawić, że zapragnę śmierci. A teraz oczekujesz
pomocy? Kpiny.
-
Młody książę... Sytuacja, w której się znaleźliśmy wymaga
szczególnych działań. - Tempus poprawił się w swoim fotelu. -
Kultyści Mahtagurth stworzyli coś, co zagraża nie tylko klanowi,
ale i światu. Powołali do życia istotę, która nigdy nie powinna
istnieć. O której stworzeniu człowiek nie powinien nawet myśleć.
-
Wciąż nie rozumiem, dlaczego miałbym cokolwiek dla was robić.
Jesteście bandą sadystycznych oprychów, którzy nie wahają się
nawet uderzyć kobietę. - Hasto spojrzał z pogardą na Ravnarra,
który w reakcji na jego słowa spuścił wzrok. Czarnowłosy
uśmiechnął się z zadowoleniem. Trafił w czuły punkt.
-
Młody książę, uwierz, że nie oczekiwalibyśmy od ciebie pomocy,
gdyby nie była ona konieczna. - Tempus spojrzał wprost w oczy
Hasto.
Czarnowłosy
odwrócił wzrok i utkwił go w czarnej połaci ziemi za oknem.
Jeszcze nigdy nie widział czegoś podobnego. Drzewa rosnące na niej
poszarzały, jakby ktoś wyssał z nich życiodajne soki.
Przypominały rzeźby wyciosane z kamienia. Mężczyznę przeszedł
dreszcz.
Tempus
podążył za jego spojrzeniem.
-
Tak, książę, to sprawka Mahtagurth. I jeżeli nam nie pomożesz,
czeka to całą Ziemię.
_
Pierwotnie miał być w piątek, ale nie dałam rady dokończyć i dodać. Później miał być w poniedziałek, ale miałam egzamin praktyczny na prawo jazdy, który zdałam :D I jest dopiero dziś :)
Ślicznie proszę o opinie.
Kolejny prawdopodobnie w piątek.
Co co co.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w początku rozdziału. Po prostu rewelacja, aż było ciepło na sercu, kiedy się to czytało. Bomba.
Druga rzecz: masz niesamowite pomysły co do niektórych rzeczy. Nie chciałabym spotkać takiego stwora w realnym życiu...
Świetnie :) Cudowny rozdział. Zazdroszczę... Mi aktualnie brak weny :( A tobie to chyba nigdy się nie kończy ;) Tylko czemu taki krótki??? Liczę, że następny będzie dłuższy :) Czekam :)
OdpowiedzUsuńDużo weny i żelków życzę
Żelcio
nieprzecietniludzie.blogspot.com
tkaczemarzen.blogspot.com
Mój brak weny objawia się właśnie krótkimi rozdziałami :)
UsuńJa również mam nadzieję, że kolejny wyjdzie o wiele dłuższy ;)
Bardzo mi się podoba :) Żałuję tylko, że wczoraj nie zauważyłam nowego rozdziału i muszę skomentować dziś z lekkim opóźnieniem :( Dodam jeszcze, że ten cały potwór - fuj - przypomina mi stwora z Warcraft, co jest miłą i zarazem obrzydliwą niespodzianką :D Weny życzę!
OdpowiedzUsuńDodałam go późno, więc jesteś usprawiedliwiona :)
UsuńPotworek jest inspirowany Warcraftem - swego czasu moją ulubioną grą.
Tak się zastanawiałam, kto to zauważy. Gratuluję spostrzegawczości :D
Ugh, obrzydliwe bydle z tego thaura :O BARDZO obrazowy opis ;)
OdpowiedzUsuń