wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział XXXII

      Powoli niebo stawało się coraz ciemniejsze, gdy przytłaczające chmury jęły wtaczać się na nie, przesłaniając zimne, jaskrawe słońce. Chłodny wiatr głośno szeptał w listowiu. Powietrze stało się gęste i ciężkie. Znów zanosiło się na deszcz. Pojedyncze, wielkie krople zaczęły rozpryskiwać się na ziemi.
     Travis usiadł na poszyciu pod najbardziej rozłożystym drzewem. Nie widział sensu w dalszej wędrówce tego dnia. Był mokry, głodny i zły. Wciąż pobrzmiewały mu z głowie słowa Auxila, że Hasto jest bezpieczny, pomimo zapewnień Lithii, że tak nie jest.
     Spojrzał na kobietę. Stała wyprostowana, z wzrokiem utkwionym we fragmencie murów Laedere widocznym na horyzoncie. Mocny wiatr rozwiewał jej włosy i chłodnymi razami smagał skórę, ale zdawała się tego nie odczuwać. Dopiero, gdy ciężkie krople spadły na jej nieosłonięte ramiona, ocknęła się z zamyślenia. Obróciła się powoli. Spojrzała na Travisa. Siedział oparty o gruby pień. Jedną nogę wyciągnął przed siebie, drugą zgiął, nonszalancko opierając na niej przedramię. Opuściła wzrok. Po chwili podeszła, bez słowa usiadła pomiędzy jego udami i wtuliła się w tors, szukając ciepła i bezpieczeństwa. Mężczyzna objął ją mocno i schował twarz w jej włosach. Otoczył go kwiatowo-malinowy zapach. Pozwolił, aby słodka, delikatna woń wypełniła jego nozdrza.
     W swoim życiu miał wiele kobiet. Był z nimi tak blisko, jak blisko mogą być ze sobą kochankowie. Znał każdy skrawek ich ciała. Znał każdy jęk, jaki potrafił wyrwać się z ich ust. W tym momencie jednak miał wrażenie, że niczego nie wie o bliskości. Nigdy nie zachwycał go zapach kobiety, dotyk jej włosów, rytm jej oddechu. A teraz, w tej chwili uścisku, pomyślał, że to mu wystarcza, że nie musi szukać wciąż nowych doznań, nowych kochanek. Wystarcza mu sama obecność Lithii, jej zapach, głos, delikatny dotyk.

     Potężny grzmot wyrwał ich ze snu. Choć burza oddalała się i spomiędzy gęstych chmur wyzierało ostre poranne słońce, niebo wciąż przeszywały błyskawice. Chłodne powietrze przesycone było ozonem i świeżością, a mimo to dawało się wyczuć dziwną, ulotną nić zapachu, od którego kręciło się w głowie, a żołądek podskakiwał do gardła. Zapach ten przywodził na myśl rozkład i robactwo. Przywodził na myśl śmierć.
     Dochodziło południe, kiedy najedzeni upolowanym przez Lithię zającem ruszyli w dalszą drogę. Po porannej burzy jedynym śladem była delikatna rosa na poszyciu i dolnych partiach drzew. Powietrze stało się parne i lepkie, jakby zapowiadało się na kolejny deszcz, choć północny wiatr niósł ze sobą przenikliwy chłód.
     Kiedy zbliżali się do granicy lasu, z ziemi zniknęły opadłe liście i małe krzaki. Stopniowo zastąpiła je chropawa, ciemna skorupa przypominająca zastygłą lawę. Wysokie niegdyś pnie drzew teraz straszyły nędznymi, poszarpanymi kikutami, jakby ktoś połamał je jak zapałki. Im dalej szli, tym niższe pozostałości napotykali, aż w końcu ujrzeli tylko nierówno zasypane doły, pozostałe po karczowaniu.
     - Bogowie... - jęknął Travis, wskazując coś, co Lithia początkowo uznała za stos odpadów.
Podeszli bliżej i mężczyzna z trudem powstrzymał wymioty.
     - Ten stwór wygląda, jakby był zszyty z kilku trupów. - Wyszeptał, zasłaniając twarz przed potwornym odorem zgnilizny i rozkładu.
   Przed nimi leżało coś, co z pozoru wyglądało na bezładną kupę mięsa, jednak na tle splugawionej ziemi wyraźnie odznaczały się doczepione do pozszywanego z różnych kawałków skóry korpusu kończyny. Tłusty, wielki brzuch otoczony był grubymi łańcuchami, których skrajne ogniwa rozchyliły się, jakby nie wytrzymały jakiejś niewyobrażalnej siły. Szeroko rozwarte oczy ukazywały przekrwione białka i różnobarwne tęczówki. Z rozchylonych szczęk wyzierały pożółkłe, prostokątne zęby, a czerwony jęzor zwisał luźno. Tkanki poddały się już rozkładowi i w niektórych miejscach skóra zrobiła się fioletowo-zielona, a miejsca szwów pokrywało wijące się, białe robactwo.
     - To thaur – wyjaśniła Lithia po chwili. - Widziałam go jedynie w starych książkach, nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek starał się go stworzyć. Zaraz... - obeszła stwora naokoło. Ciekawość mieszała się w niej ze strachem i obrzydzeniem. - To potwór z mojej wizji!
     - Spójrz na łańcuchy. – Travis przełamał się i kucnął obok stwora. - Są rozerwane. To coś kiedyś żyło!
     Lithia spojrzała na niego z obłędem w oczach.
     - Mahtagurth powracają...

*

     Hasto rozsiadł się wygodnie w obitym perkalem fotelu, starając się ignorować sznur wpijający się w nadgarstki. Atak na Ravnarra nie był najlepszym pomysłem, jednak książę odczuwał dziką satysfakcję na widok błyskawicznie siniejącego oka mężczyzny.
     - Dlaczego miałbym wam pomagać? - W głosie czarnowłosego pobrzmiewała drwina. - Groziłeś mi śmiercią moich najbliższych. Obiecałeś sprawić, że zapragnę śmierci. A teraz oczekujesz pomocy? Kpiny.
     - Młody książę... Sytuacja, w której się znaleźliśmy wymaga szczególnych działań. - Tempus poprawił się w swoim fotelu. - Kultyści Mahtagurth stworzyli coś, co zagraża nie tylko klanowi, ale i światu. Powołali do życia istotę, która nigdy nie powinna istnieć. O której stworzeniu człowiek nie powinien nawet myśleć.
     - Wciąż nie rozumiem, dlaczego miałbym cokolwiek dla was robić. Jesteście bandą sadystycznych oprychów, którzy nie wahają się nawet uderzyć kobietę. - Hasto spojrzał z pogardą na Ravnarra, który w reakcji na jego słowa spuścił wzrok. Czarnowłosy uśmiechnął się z zadowoleniem. Trafił w czuły punkt.
     - Młody książę, uwierz, że nie oczekiwalibyśmy od ciebie pomocy, gdyby nie była ona konieczna. - Tempus spojrzał wprost w oczy Hasto.
     Czarnowłosy odwrócił wzrok i utkwił go w czarnej połaci ziemi za oknem. Jeszcze nigdy nie widział czegoś podobnego. Drzewa rosnące na niej poszarzały, jakby ktoś wyssał z nich życiodajne soki. Przypominały rzeźby wyciosane z kamienia. Mężczyznę przeszedł dreszcz.
Tempus podążył za jego spojrzeniem.
     - Tak, książę, to sprawka Mahtagurth. I jeżeli nam nie pomożesz, czeka to całą Ziemię. 
     

_
Pierwotnie miał być w piątek, ale nie dałam rady dokończyć i dodać. Później miał być w poniedziałek, ale miałam egzamin praktyczny na prawo jazdy, który zdałam :D I jest dopiero dziś :) 

Ślicznie proszę o opinie.
 
Kolejny prawdopodobnie w piątek. 

6 komentarzy:

  1. Co co co.
    Zakochałam się w początku rozdziału. Po prostu rewelacja, aż było ciepło na sercu, kiedy się to czytało. Bomba.
    Druga rzecz: masz niesamowite pomysły co do niektórych rzeczy. Nie chciałabym spotkać takiego stwora w realnym życiu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie :) Cudowny rozdział. Zazdroszczę... Mi aktualnie brak weny :( A tobie to chyba nigdy się nie kończy ;) Tylko czemu taki krótki??? Liczę, że następny będzie dłuższy :) Czekam :)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    nieprzecietniludzie.blogspot.com
    tkaczemarzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój brak weny objawia się właśnie krótkimi rozdziałami :)
      Ja również mam nadzieję, że kolejny wyjdzie o wiele dłuższy ;)

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba :) Żałuję tylko, że wczoraj nie zauważyłam nowego rozdziału i muszę skomentować dziś z lekkim opóźnieniem :( Dodam jeszcze, że ten cały potwór - fuj - przypomina mi stwora z Warcraft, co jest miłą i zarazem obrzydliwą niespodzianką :D Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałam go późno, więc jesteś usprawiedliwiona :)
      Potworek jest inspirowany Warcraftem - swego czasu moją ulubioną grą.
      Tak się zastanawiałam, kto to zauważy. Gratuluję spostrzegawczości :D

      Usuń
  4. Ugh, obrzydliwe bydle z tego thaura :O BARDZO obrazowy opis ;)

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony