sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział XXXI

     Ravnarr wraz z rosłym strażnikiem szli przez kamienny korytarz zamku. Ich kroki dudniły w chłodnej przestrzeni i odbijały się echem od przytłaczających ścian. Szarowłosy przyspieszył, gdy ich oczom ukazały się dębowe drzwi. Pchnął je tak zamaszyście, że z hukiem rąbnęły o masywny stół stojący za nimi. Kilka fiolek stoczyło się z niego i roztrzaskało o podłogę.
     Vanita stała oparta o marmurowy parapet. Rozcięcie jej sukni rozchyliło się lekko i ukazało długą, jasną nogę odzianą w czarny pantofelek na wysokiej szpilce, wiązany na kostce aksamitną wstążką. Na biodrze kobiety spoczywała ręka Hasto, a on sam wpatrywał się z fascynacją w jej oczy. Odsunął się nieco, gdy ciszę pomiędzy nimi przerwał nagły hałas.
      - Ktoś chciałby z tobą porozmawiać, drogi książę. – Oznajmił Ravnarr z przekąsem, nie spuszczając oczu z mężczyzny.
    Hasto zmierzył go nieufnym spojrzeniem. Niemal słyszał trybiki w swojej głowie, obracające się szybko. Miał wrażenie, że gdzieś już spotkał tego człowieka, jednak nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Przyjrzał mu się dokładnie. Choć głowę mężczyzny pokrywały szare włosy, wydawał się być w wieku Hasto. Zmarszczki wokół jego oczu świadczyły zapewne o częstym przebywaniu na słońcu. Opaloną, pozornie młodą twarz szpeciła jedynie cienka, długa blizna, biegnąca od wewnętrznego kącika lewego oka, przez policzek, aż po kąt żuchwy. Kiedy Ravnarr przechylił lekko głowę, Hasto dostrzegł, że nie ma on części płatka lewego ucha.
     - Jeżeli zamiarujesz mi się przyglądać, w gabinecie wisi mój portret. – Warknął, a na jego ustach wykwitł nieładny uśmiech.
     Hasto zmrużył oczy i zawahał się, ale ruszył w stronę mężczyzn. Rosły strażnik przepuścił go w drzwiach, po czym sam wyszedł. Ravnarr spojrzał na Vanitę. Kobieta uciekła oczami przed jego spojrzeniem. Ruszyła w stronę drzwi, ale gdy mijała mężczyznę ten chwycił ją za ramię.
     - Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? - Syknął wprost do jej ucha.
     Ruchem głowy odrzuciła włosy z twarzy i spojrzała mu wyzywająco w oczy.
     - Bawię się. - Uśmiechnęła się słodko. - Przeszkadza ci to?
    - Wyobraź sobie, że tak. Nadciąga wojna, a ty chcesz bawić się jedyną osobą, która może nam pomóc.
     Vanita przez chwilę przypatrywała się badawczo mężczyźnie. W końcu westchnęła.
     - To nie o niego chodzi, a o nią, prawda? Wciąż siedzi ci w głowie. Ale wiesz już, że nie masz szans. Chcesz zachować przy życiu naszego słodkiego księcia i go jej oddać, tak? Wciąż pragniesz jej szczęścia. - Cmoknęła z uznaniem. - Niesamowite, jak namieszała ci w głowie. Nie sądziłam, że jest w stanie kogoś tak opętać.
     - Nie. - Odpowiedział trochę zbyt szybko i Vanita wiedziała już, że po części ma rację. - Ani ty, ani ja nie chcemy więcej ofiar niż to konieczne, a jeżeli książę nie będzie w stanie nam pomóc nie mamy szans na zwycięstwo. A na pewno nie będzie, jeżeli teraz zawleczesz go do łóżka i omamisz swoimi miksturami.
     Vanita ponownie westchnęła i przewróciła oczami.
     - Dobrze. Powstrzymam się.
     Ravnarr przez moment patrzył jej w oczy, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi.
     - Na razie. - Dodała, kiedy wyszedł.

*

     - Kochasz go? - Travis spojrzał na nią z zaciekawieniem.
     Lithia zatrzymała się i popatrzyła na niego. W świetle słońca przedzierającego się przez resztki burzowych chmur jego oczy wydały jej się nienaturalnie niebieskie. Przeszedł ją dreszcz. Choć Travis niewątpliwie ją drażnił, teraz stał się jej najbliższą osobą. Mimo to nie wiedziała, czy chce, aby był jej przyjacielem. Wolała, żeby to, co między nimi się wydarzyło odeszło w niepamięć jako nic nieznaczący incydent, ale wiedziała, że tak się nie da. Wspomnienie tamtej nocy wciąż ją prześladowało. Czuła na sobie jego dotyk. Jej ciało przesiąknięte było jego zapachem. W uszach wciąż rozbrzmiewał jego gwałtowny, tłumiony przez jej włosy oddech, gdy...
     - Nie wiem. Właściwie go nie znam. - Przyznała.
   - Ale go nie zabiłaś. Tak się cieszyłaś, gdy zobaczyłaś go w chacie. - Uśmiechnął się smutno. - Myślisz, że tego nie widziałem? Płakałaś, kiedy poszedł za inną. Wybaczyłaś mu, choć wiele cię to kosztowało. Broniłaś go. Chciałaś zasłonić go własnym ciałem.
     Podszedł bliżej. Utkwił w niej wzrok. Miał przemożną ochotę ją objąć, pocałować. Całą siłą woli powstrzymywał się, by nie dotknąć jej policzka. Chciał poczuć jej słodki zapach, chciał zatopić się w jej włosach, chciał znów być tak blisko niej... Ale musiał najpierw zapytać. Musiał wiedzieć. Na początku wydała mu się próżną i arogancką panienką, której wydaje się, że może wszystko. Teraz była dla niego lisicą, która choć pozornie nieszczera i egoistyczna, walczy, aby bronić siebie i ludzi sobie bliskich. Nienawidził jej porywczości i arogancji. Podziwiał upór i odwagę.
     - To nie takie proste. - Odparła. - Czuję, że jest mi bliski. Wiem, że łączy nas coś więcej niż moja misja. Jest w nim coś... Coś, co nie pozwala mi odpuścić. Coś, co każe mi go chronić i poświęcać się. Ale nie jestem pewna, czy go kocham. Nie jestem pewna, czy byłabym w stanie go kochać.
     - A mnie?
     - Co?
     - Byłabyś w stanie mnie kochać?
     Spojrzała na niego zdziwiona. Nie spodziewała się tego pytania. Odruchowo cofnęła się o krok, jakby bała się o tym myśleć. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Owszem, pociągał ją, jego dotyk wzbudzał dreszcz podniecenia, czasem kiedy na nią patrzył w ten swój łobuzerski sposób miękły jej kolana, kiedy odzywał się po długim milczeniu i jego głos był lekko zachrypnięty, uśmiechała się bezwiednie, ale nie umiała określić, czy czuje coś poza fizyczną fascynacją. Prawdę powiedziawszy, nie sądziła, aby była gdzieś kobieta, której nie potrafiłby uwieść. Nie wiedziała jednak, co do niego czuje. Nie wiedziała, czy w ogóle coś czuje. Miała wrażenie, że jej ciało stało się pustą skorupą wypraną z emocji, a ona sama dryfuje pośród ludzi, nie potrafiąc określić kierunku swojej wędrówki.
     - Nie wiem. - Przyznała i spuściła głowę. Nie umiała na niego spojrzeć. - Niewiele razem przeszliśmy...
     - A ten... Ravnarr? Kochałaś go? - Przerwał jej nagle.
     - Dlaczego o niego pytasz? - Zdziwiła się.
     - Kiedy porwali Hasto... Trzymał cię w taki sposób... Powiedział, że wciąż ma do ciebie słabość. Może w kwestii związków nie mam zbyt dużego wyczucia, ale wydaje mi się, ze musiało coś was łączyć. - Spojrzał na nią badawczo.
     - Kiedyś, dawno temu, współpracowaliśmy ze sobą. - Westchnęła. - Rozumieliśmy się bez słów, idealnie się uzupełnialiśmy. Gdy ja wykonywałam jakąś misję, on zawsze mnie osłaniał, był moim zabezpieczeniem. Zawsze coś do mnie czuł, więc nawet, gdy robiłam coś wbrew Laedere, ratował mnie przed konsekwencjami, za każdym razem udawało mu się jakoś wyłgać i wyciągnąć mnie z opresji. W pewnym momencie okazało się, że jego słabość do mnie zaczęła osiągać niebezpiecznie rozmiary, chciałam z nim porozmawiać, wszystko wyjaśnić... Zaczął mnie dotykać inaczej niż zwykle... Brutalniej. Był nachalny...
     - Zgwałcił cię? - Travis prawie krzyknął.
     Lithia pokręciła głową.
    - Zawsze był porywczy, myślał po fakcie. Wtedy na szczęście się pohamował, ale zaczął zapewniać mnie o swoich dobrych zamiarach, o swojej miłości. Unikałam go, a on coraz bardziej szukał mojej obecności. Na siłę starał się, abym go pokochała. W końcu nie wytrzymałam. Posprzeczaliśmy się i wyznałam mu, że Laedere to nie moje miejsce, a on tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Wtedy stało się jasne, jak bardzo się różnimy. On całym sobą oddany był klanowi. Wierny, posłuszny, doskonały żołnierz. A ja od początku w głębi serca nienawidziłam Tempusa i naszej „rodziny”. Brzydziłam się tym, co robiliśmy. Brzydziło mnie zabijanie, znęcanie się dla chorej uciechy. Ale muszę przyznać, że Ravnarr mnie wtedy ocalił. Nikomu nie powiedział o moim wyznaniu, ale nabrał do mnie dystansu, jakby te słowa sprawiły, że stałam się dla niego inną osobą. Obcą. - Wzruszyła ramionami. - To było niedługo przed Ceremonią Odrzucenia, gdy odkryli, że Hasto żyje. Że im się sprzeciwiłam.
     - Myślisz, że mógłby nam pomóc? - Zapytał Travis po chwili milczenia.
    - Może uda mi się go do tego przekonać. - Spojrzała w stronę zamku, ponad ramieniem blondyna. - Na pewno nie będzie przeszkadzał, choć będzie to wbrew jego ideom. Nie chciałabym przekonywać go siłą...
     Travis przeczesał włosy palcami. Dowiedział się więcej, niż oczekiwał, a wciąż nie poznał odpowiedzi na swoje pytanie. Wokół Lithii kręciło się więcej mężczyzn, niż by chciał. Byli dla niego jak sępy krążące nad dogorywającą ofiarą. Nawet Hasto wydał mu się wrogiem, ale odpędził od siebie tę myśl. Zawsze się ratowali, zawsze byli jak bracia i nic nigdy nie będzie w stanie tego zmienić. Ponownie spojrzał na Lithię.
     - Byłabyś w stanie mnie kochać? - Powtórzył.
    - Z tego, co wiem, jesteś dziwkarz i kretyn, więc musiałabym to poważnie przemyśleć. - Uśmiechnęła się blado. - Ale jakieś szanse masz.
    
_
Mam nadzieję, że tym razem długość jest odpowiednia :) 

Za radą bliskiej mi osoby postanowiłam usystematyzować nieco dodawanie rozdziałów i od przyszłego tygodnia w każdy piątek zapraszam na nową notkę :)

No i jak zwykle proszę o szczere komentarze.

4 komentarze:

  1. Lithia teraz wydaje mi się o wiele głębszą postacią... Wow... Tylko tyle mogę powiedzieć teraz, zaraz po przeczytaniu rozdziału. Muszę sobie to teraz przemyśleć. Po raz pierwszy odkąd czytam blogi (a to trochę czasu już minęło ;) ) jakiś rozdział skłania mnie do przemyśleń. Gratuluję :D Cieszę się też, że postarasz się systematycznie dodawać kolejne rozdziały :) Teraz zostaje mi tylko czekać z niecierpliwością na piątek i kibicować Hasto i Lithii :)
    nieprzecietniludzie.blogspot.com
    tkaczemarzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna kobieta i tyle problemów :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie - łał łał i jeszcze raz łał.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony