wtorek, 6 maja 2014

Rozdział XXIV

      - Możemy porozmawiać?
    Lithia drgnęła na dźwięk jego głosu. Zaskoczył ją. Siedziała samotnie na kępie trawy, podziwiając widok roztaczający się ze szczytu wzgórza. Poszarpane obłoki sunęły po niebie kąsane chłodnym wiatrem, a liście drzew poruszały się gwałtownie w migotliwym tańcu, oświetlane ostrymi promieniami południowego słońca. Przenikliwy chłód powietrza wywoływał dreszcze na jasnej skórze kobiety i falował jej kasztanowymi włosami. Otuliła się szczelniej blado brązową peleryną i spojrzała na mężczyznę.
      - Chyba tak – odparła.
     Usiadł przy niej na żółknącej już trawie na tyle blisko, że czuła bijące od niego ciepło i na tyle daleko, że nie musiała obawiać się jego dotyku. Utkwił wzrok w koronach odległych drzew.
      - W gospodzie powiedziałaś, że jesteśmy skazani na swoje towarzystwo – stwierdził.
      Kiwnęła głową, potwierdzając fakt.
      - Co miałaś na myśli?
      Wzruszyła ramionami, wciąż na niego nie patrząc.
      - Łapacze wyruszyli za mną w pościg, bo cię nie zabiłam. Nie zabiłam cię, więc moja siostra z pewnością zechce dokończyć moje zadanie. A Travis... Laedere rzadko zadają pytania. Pomógł mi, więc zasługuje na śmierć.
      - Jest coś jeszcze, prawda? Coś, dlaczego miałaś mnie zabić.
      Lithia spojrzała na niego. Jego niebieskie oczy utkwione były w jej twarzy, śledząc każdy ruch, każde drgnięcie. Przez chwilę pozwoliła sobie na myśl, że kilkudniowy zarost dodaje mu męskości i zadziornego uroku, ale szybko odegnała ją od siebie. Nie chciała, by mężczyzna nadal był jej słabością. Wyciągnęła rękę w jego stronę i obróciła dłoń wnętrzem do góry. Ujął ją w swoją prawicę i spojrzał na znamię. Przez chwilę wpatrywał się w nie po czym, ku ogromnemu zdziwieniu Lithii, pochylił się i pocałował wnętrze jej dłoni.
      - Przepraszam i wybaczam – powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
      - Ja też – mruknęła, dotykając delikatnie jego policzka.
   - Ej, gołąbeczki, nie przeszkadzam? - zbliżający Travis rzucał długi cień na trawiaste podłoże. - Musimy ruszać.
      Nie czekając na odpowiedź minął ich i pociągnął łyk ze świeżo napełnionego bukłaka. Po chwili jednak przystanął, odwrócił się i spojrzał na Hasto zmrużonymi oczami. Czarnowłosy wstał i podszedł do przyjaciela. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nagle Travis uśmiechnął się półgębkiem i biorąc lekki zamach wymierzył Hasto silny cios w twarz.
      - Jesteś cholernym idiotą – rzucił.
      Czarnowłosy nie zastanawiał się długo, na jego twarzy zakwitł złośliwy uśmieszek, a lewa pięść powędrowała w kierunku policzka Travisa, pozostawiając na nim pulsujący, czerwony ślad. Blondyn zrobił krok w tył.
      - A ty pieprzonym kretynem i babiarzem – krzyknął Hasto.
     Lithia z otwartymi ustami przyglądała się, jak mężczyźni wybuchają śmiechem i dzielą się wodą. W końcu wzruszyła ramionami. Jeden problem mniej.

*

    Vanita niespiesznie wstała z ogromnego łoża, eksponując przy tym swoje długie nogi. Służący głośno przełknął ślinę i uciekł spojrzeniem.
    - A więc mówisz, że moja siostrzyczka i jej kochaś są w Lesie Druidów... Doskonale, naprawdę doskonale. Teraz będę mogła należycie się nimi zając.
     Uśmiech, który pojawił się na jej pięknej twarzy przyprawił sługę o dreszcze. Był nieładny. Bardzo nieładny. Nagle przestał ją wielbić. Kobieta przypominała mu sępa, który krąży nad dogorywającą ofiarą, czekając, aż ta osłabnie na tyle, by nie móc bronić się przed atakiem.
      Vanita skinęła na mężczyznę, pozwalając mu odejść. Stanęła przed ogromnym lustrem i delikatnym ruchem ramion zsunęła z siebie jedwabną suknię. Z satysfakcją przyjrzała się swemu nagiemu ciału. Żadna kobieta nie mogła się z nią równać. Każdy mężczyzna - kupiec, strażnik, ba, sam król! - nie byliby w stanie odmówić jakiejkolwiek jej prośbie. A jeśliby spróbowali, Vanita miała dla nich coś specjalnego. Coś, czym już niedługo uraczy pięknego księcia Hasto. Znów uśmiechnęła się nieładnie i pogładziła smukłym palcem mały flakonik przyczepiony rzemykiem do jej nadgarstka. Już niedługo będziesz mój, książę, już niedługo.
 
*
 
   Niebo na zachodzie pociemniało. Przeraźliwy grzmot wstrząsnął lasem, a cienka, rozgałęziona błyskawica przecięła granatowe płótno nieboskłonu. Lithia spojrzała w tamtą stronę. Pomiędzy drzewami, na horyzoncie majaczył masywny mur, oddzielający klan Laedere od świata.
     Powietrze nagle z gorącego, parnego stało się przenikliwie chłodne i rześkie. Kobieta zadrżała, obawiając się nieuchronnej burzy. Choć po jej obu stronach maszerowali Hasto i Travis, nie czuła się bezpieczna. Ciepło co rusz dotykającego ją ramienia czarnowłosego wcale nie powstrzymywało przeszywających jej ciało dreszczy. Znała sztuczki klanu i wiedziała, że to nie będzie zwykła burza. Czuła, że ktoś przypłaci ją życiem.
     Kolejny grzmot ogłuszył ich na chwilę, a błyskawica rozjaśniająca niebo oślepiła ich na kilka sekund. Kiedy Lithia otworzyła oczy, z jej ust wyrwało się przekleństwo, a z płuc uszło całe powietrze. Przed nimi stała Vanita, z przechyloną głową, płonącymi oczami i zjadliwym uśmiechem błąkającym się po karminowych wargach. Ubrana w czarną szatę i potrząsająca jasnymi lokami wyglądała jak anioł. Anioł śmierci.
      - Witaj, siostrzyczko.
      

_
No, to proszę obstawiać, kto przeżyje. Nic nie jest pewne i od razu mówię, że w kwestii miłosnej to nie jest moje ostatnie słowo ;)
Mam nadzieję, że rozdział nie jest bardzo zły i zapraszam do komentowania.

11 komentarzy:

  1. Ja... Ja nwm co powiedzieć :o
    Zuziko45 Mellark

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej *.* <3
    zapraszam do mnie na http://zaprzysiezeni.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Mam obstawiać, serio? Przeczuwam, że ostatnie tchnienie wyda Travis, ale obym się myliła! Rozbroiłaś mnie kłótnią mężczyzn, już myślałam, że oni są na siebie naprawdę wściekli, a tu proszę - zwykłe męskie zażegnanie sporów, dać sobie w buzię :) Vanita szczerze mnie irytuje, o i gdybyś zdecydowała się ją uśmiercić, bo przecież będzie 1:3, byłby ciekawy obrót sytuacji, który wywołałby na mojej buzi uśmiech :D I możesz mieszać w kwestii miłosnej ile chcesz, będzie ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że sama siebie rozbroiłam tą sceną :D No, ale w końcu to przyjaciele, co by to była za przyjaźń, gdyby mogła ją zniszczyć kobieta?
      Jak tak bardzo chcesz, to jeszcze namieszam trochę w ich serduchach :P

      Usuń
  4. A ja obstawiam na Lithie ;-; nie wiem czemu, takie mam przeczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo, przekonasz się czy słuszne ;)

      Usuń
  5. Szalejesz z dodawaniem tych rozdziałów. Ostatnio nie miałam wolnej chwili, żeby komnąć :c
    Hej, no. Chyba nie odważysz się uśmiercić głównych bohaterów, ale obstawiać nie będę. Zawsze możesz zrobić numer i zabić wszystkich... taak, brzmi idiotycznie, ale realne może być.
    Ale skoro w kwestii miłosnej to nie jest ostatnie słowo, to wszystko będzie dobrze, prawda? ;p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę dodawać rzadziej, jeśli chcesz :D
      Wstępny projekt kto przeżyje, a kto zginie już mam, ale wszystko może się zmienić w zależności od tego, co wymyślę dalej. A może zrobię ankietę... Hm, to nie byłoby głupie :D
      No nie wiem, czy wszystko będzie dobrze. To zależy z czyjego punktu widzenia ;)

      Usuń
  6. Super, naprawdę warto to czytać. :3 gdyby Ci się kiedyś nudzilo, zapraszam do siebie. historyoffallenangels.blox.pl

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony