Kto
miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy.
I
noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.
Tej
nocy Hasto nie potrafił zasnąć. Wciąż o niej myślał. Choć nie
gościła już w jego sercu, wciąż uciążliwe kołatała mu się w
umyśle. Jej włosy, jej oczy, jej zapach... Gdyby nie była tak
blisko, łatwiej byłoby mu ją nienawidzić.
Wciąż
zastanawiał się, dlaczego to zrobiła. Dlaczego wbiła ten cholerny
sztylet?! Choć układał sobie w głowie wiele scenariuszów
rozmowy, wcale nie chciał od niej wyjaśnień. Nie miał
najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Pragnął wyrzucić ją ze
swojego życia, a teraz mimowolnie stał się z nią związany...
Księżyc
chylił się już ku zachodowi, ale gwiazdy nadal migotały między
gałęziami drzew. Hasto złapał się na tym, że stara się
odnaleźć poznane w dzieciństwie konstelacje i że na chwilę
Lithia uciekła z jego głowy. Jednak myśli o niej powróciły ze
zdwojoną siłą, gdy tylko zdał sobie z tego sprawę. Zaklął
cicho.
Wraz
z pierwszym blaskiem poranka, obudził Travisa, który wstał z
poszycia z wielkim niezadowoleniem. Przywykł do nieco bardziej
komfortowych warunków. Przeczesał palcami swoje przydługie już
blond włosy i ziewnął szeroko.
-
Powinieneś z nią porozmawiać – mruknął, przyglądając się
Hasto zmrużonymi oczami.
-
Nie mam zamiaru – odparł czarnowłosy, wyciągając z juki
skórzany bukłak, pociągnął spory łyk i podał naczynie
przyjacielowi.
-
Hasto... Moim zdaniem powinieneś jej wysłuchać – Travis kładł
nacisk na każde słowo, czym zawsze doprowadzał Hasto do pasji.
-
Nie musi mnie słuchać – Lithia zbliżyła się bezszelestnie i,
ignorując spojrzenia mężczyzn, w których zdziwienie mieszało się
z zawstydzeniem, sięgnęła po leżący obok czarnowłosego nóż.
Hasto
błyskawicznie chwycił go i schował za siebie. Spojrzał na Lithię
z politowaniem.
-
Twoja ostatnia zabawa ostrymi narzędziami nie skończyła się dla
mnie zbyt dobrze.
-
Chciałam zapolować... W tym lesie są całkiem smaczne króli...
Nie
dane jej było dokończyć. Długa, barwiona na niebiesko strzała
wbiła się w pień tuż koło głowy Travisa. Mężczyzna zaklął i
zerwał się z miejsca. Nerwowo przeczesał włosy palcami.
-
Mało brakowało – wyszeptał. - Miałem szczęście, że chybił.
-
Nie chybił. To było ostrzeżenie. Na konie!
Hasto
i Travis spojrzeli na Lithię zdziwieni jej nagłym ożywieniem i
władczością, ale usłuchali. Kiedy gotowali się do ruszenia,
czarnowłosy wyciągnął rękę w stronę kobiety. Przyjęła ją
bez słowa, doskonale odczytując jego spojrzenie. Ostatni raz.
Jakże
piękna i nieśmiertelna jest twoja miłość,
skoro nie chcesz nawet o nią walczyć?
skoro nie chcesz nawet o nią walczyć?
Niebo
poczerwieniało, a słońce pochylało się coraz niżej, ustępując
księżycowi miejsca na nieboskłonie, gdy dotarli na główny trakt,
wiodący do osady Mieszańców. Zwolnili, przypatrując się krwistej
chmurze rozlewającej się po błękitno-różowym niebie. Las za
nimi zdawał się płonąć w ostatnim, purpurowym świetle dnia.
Kiedy
wiatr zmienił kierunek, do nozdrzy Hasto wtargnął słodki zapach
kwiatów i malin. Choć mężczyzna starał się ze wszystkich sił
zignorować delikatną woń, wciąż uderzało go jej ciepło i
subtelność. Pokręcił gwałtownie głową, chcąc wyswobodzić się
z sideł jej bliskości.
Najpierw
dotarł do nich zapach żelaza i płonących polan. Potem zza wzgórza
zaczęły dobiegać odgłosy młotów uderzających o kowadła i syki
rozpalonego do czerwoności metalu hartowanego w objęciach zimnej
wody.
Wioska
Mieszańców to zdecydowanie najciekawsza część krainy. Tęgie
krasnoludy o kształtach okazałych baryłek i zadbanych, długich
brodach. Smukłe elfy o skórze pełnej błękitnego blasku. Ludzie.
Żywiołaki. Wilki. I wiele, wiele innych ras zebranych z całego
świata. Hasto zawsze zadziwiała ich nieświadomość inności, ich
wzajemna tolerancja i pełna symbioza. Cała ich społeczność
zachowywała się jak jeden organizm.
Największą
zaletą wioski Mieszańców jest zdecydowanie ważone przez
krasnoludy ciemne, słodkie piwo ze stanowczą nutą goryczy i
delikatny, finezyjnie pieszczący podniebienie cydr. Hasto i Travis
powoli sączyli gęsty, brunatny napój, a Lithia rozkoszowała się
smakiem cynamonowo-jabłkowych bąbelków musujących w jej smukłej
szklance. Tocząca się rozmowa była banalna. Rzucane w pustkę
między nimi, nic nieznaczące frazesy pozwalały choć na chwilę
wyłączyć umysł i ukoić nerwy.
-
Będą mnie ścigać dopóki cię nie zabiję – Lithia cicho i
niepewnie przerwała panującą od dłuższej chwili ciszę.
-
Na co więc czekasz? - jakby na udobitnienie tych słów Hasto
rozparł się na dębowej ławie i nonszalanckim gestem odchylił
skraj koszuli.
Lithia
spojrzała na niego smutno. Pokręciła głową.
-
Gdybym chciała cię zabić, już dawno bym to zrobiła. Nie
skazywałabym nas wszystkich na wzajemne towarzystwo, którego końca
nie widać.
-
Mam twoje słowa w głębokim poważaniu. Nie potrafisz nawet
dokończyć tego, co zaczęłaś. Może sztylet nie był
wystarczająco ostry? Albo moje ciało wystarczająco miękkie? Nie!
Ty po prostu jesteś małą, nieporadną istotką, która myślała,
że wszystko w życiu ujdzie jej na sucho! I wiesz co? Myślę, że
jesteś...
Travis
gwałtownie pociągnął wstającego Hasto w tył, aż zatrzeszczała
dębowa deska. Nakazał mu się uspokoić. Czarnowłosy zamilkł,
upił potężny łyk ze swojego kufla i ponownie spróbował wstać.
Tym razem próba zakończyła się sukcesem. Popatrzył na Lithię z
góry, na co kobieta rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
-
Powiedz mi to – krzyknęła. - Powiedz mi to w twarz! Uważasz mnie
za zimną, wyrachowaną sukę!
W
całej gospodzie zapadła cisza, w której prawie dało się słyszeć
trzask wyładowań elektrostatycznych pomiędzy nimi. Hasto spojrzał
na nią beznamiętnym wzrokiem, obrócił się i oddalił o kilka
kroków. Zatrzymał się jednak i po chwili zastanowienia rzucił
przez ramię:
-
Właściwie... To tak. Uważam cię za zimną wyrachowaną sukę,
która omamiła mnie i w odpowiedzi na moje uczucie usiłowała mnie
zabić.
Po
tych słowach wyszedł, z hukiem zatrzaskując drzwi. Lithia
wzdrygnęła się, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Travis
ukrył twarz w dłoniach.
Porażającą
ciszę przerwała jedynie samotna cykada rozpoczynająca swój
koncert na dębowym stoliku pod oknem.
Miłość
i cierpienie to jedno i to samo;
wartość miłości mierzy się
sumą, jaką trzeba za nią zapłacić
i zawsze jeżeli to wypada
zbyt tanio,
to znaczy, że człowiek sam siebie oszukuje.
Widzę, że rozdział dłuższy niż poprzedni i stworzyłaś wreszcie spamownik. :)
OdpowiedzUsuńTa ostatnia myśl jest jak najbardziej prawdziwa i głęboka, jak najbardziej odpowiednia w tej sytuacji. Obecne zachowanie Lithi ukazuje, że wyrachowaną i zimną suką, mimo wszystko, nie jest. Lubię Twoje opisy.
Pozdrawiam,
Ljlo
O, pierwsza. :P
UsuńPoszłam za Twoim przykładem :D Stwierdziłam, że zacznę izolować komentarze od spamu.
UsuńAno nie jest, ale z jego punktu widzenia tak wygląda :)
Haha, gratuluje :D
Ciekawe czemu cydr? :P
OdpowiedzUsuńNo, Ty akurat wiesz, ale ciii :*
UsuńSzwietny rodział . Ciekawie opisujesz . I to mi sie podoba ;)
OdpowiedzUsuńMatko, jaki cudowny rozdział! Dłuższy, tak jak obiecywałaś. Travis stał się doradcą Hasto w sprawach sercowych :D Na miejscu bohatera też zabrałabym Lithi nóż, ta kobieta jest nieziemska, ale i niebezpieczna. Kłótnia dziewczyny i Hasto taka groźna, że bałam się jakie będzie zakończenie. Ta dwójka ma się ku sobie. :) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńNastępny powinien być jeszcze dłuższy i myślę, że będzie bardzo zaskakujący :) Właściwie to jest już napisany i miałam dać go razem z tym, aby było jeszcze dłużej, ale trochę się boję, jaką reakcję wywoła :D
UsuńW związku ze zmianami personalnymi na Gwieździstych Ocenach, chciałam się spytać czy nadal jesteś zainteresowany/a oceną?
OdpowiedzUsuńProszę o komentarz pod Twoim zgłoszeniem na GO .
Pozdrawiam, Nica