piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział XVI

      Vanita rozłożyła się wygodnie na miękkiej, skórzanej sofie i leniwym gestem, niby przypadkiem, zaczepiła palcem materiał bordowej sukni, z której głębokiego rozcięcia wyjrzała długa, zgrabna noga. Nad palcami uniesionej dłoni blondynki krążyła niewielka kulka światła, którą kobieta wprawiała w ruch delikatnymi, finezyjnymi ruchami. Na jej karminowych ustach igrał drwiący uśmieszek, a zmrużone oczy utkwione były w Lithii stojącej na puchatym, białym dywanie na tle trzaskającego kominka. Choć początek jesieni był wyjątkowo ciepły i łagodny, najczęstszym kaprysem Vanity było wpatrywanie się w płonące polana.
       - Dlaczego miałabym ci pomóc? - słowa blondynki były ciche, spokojne i ociekały jadem. W żaden sposób nie próbowała ukryć swojej niechęci do stojącej przed nią kobiety.
         - Jesteśmy siostrami... - Lithia z całych sił starała się opanować drżenie ciała i płacz, jednak jedna, nieposłuszna łza wymknęła się z kącika oka i spłynęła po jej policzku.
       - Delikatna panienka, która potrafi spieprzyć najprostsze zadanie nie jest moją siostrą.
          - Myślałam, że nie żyje... Wbiłam szty...
       - Myślałaś! Myślałaś! Trzeba było działać, a nie myśleć! - Vanita zerwała się z sofy i rozgniewana stanęła przed kobietą. - Czas dorosnąć, siostrzyczko i samemu odpowiadać za własne porażki.
      - Proszę cię. Ja nie chcę umierać... - w oczach Lithii ponownie zakręciły się łzy, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. - Postaw mu się.
       Z twarzy Vanity zniknęły wszelkie emocje. Spojrzała uważnie na siostrę. W jej zielonych oczach błyszczały łzy, policzki zaróżowiły się od ciągłego powstrzymywania płaczu, a szczęka drgała lekko, jakby nie mogła wytrzymać napięcia i emocji. Ten widok wydał się Vanicie żałosny. Blondynka gardziła siostrą i wszystkim, co z nią związane. Ogarniała ją furia, gdy tylko ktoś porównywał je obie. Lithia była pełna słabości, skrupułów, litości, a jednak zawsze górowała nad Vanitą. Teraz to się skończy. Blondynka utkwiła wzrok w oczach siostry. Dojrzała w nich lęk i nieme błaganie. I coś jeszcze. Jakby niewypowiedzianą pretensję o coś, co stało się już dawno.
           Vanita całą swoją siłę skupiła na tym, by nie odwrócić wzroku. Nie udało jej się jednak wytrzymać spojrzenia siostry. Rozzłoszczona i przerażona własną słabością, zacisnęła pięści.
            - Nie.

      Rytuał Odrzucenia to straszna, ale i piękna ceremonia. Kiedy chmury przybrały intensywny kolor pomarańczy, purpury i głębokiego fioletu, a słońce zaczęło powoli gasnąć i tonąć w krystalicznej wodzie rozległego jeziora, wszyscy członkowie klanu Laedere stanęli po obu stronach wydeptanej, jasnej ścieżki prowadzącej na skraj urwiska. Drzewa otaczające ich, udekorowane były misternie wykonanymi, szklanymi kwiatami. Nikłe dzwonienie przywodziło na myśl odległy śpiew małego, dzikiego ptaszka. Był to jedyny dźwięk rozpraszający dojmującą ciszę. Nikt nie zabrał głosu. Żadne zwierzę nie odważyło się okazać swojej obecności.
      Czas stanął na ogromnym, płaskim, kamiennym stopniu, spojrzał na Lithię oraz towarzyszącą jej Vanitę i przywołał je gestem. Ostrożnie dotknął ramion pierwszej z kobiet i pochylił głowę, a następnie złożył krótki, delikatny pocałunek na czubku głowy blondynki, z której oczu nie znikał wyraz tryumfu.
         - Nadeszła pora – krótkie, ostre słowa Tempusa jak brzeszczot rozcięły ciszę.
      Lithia na drżących nogach podeszła do skraju przepaści. Vanita stanęła krok za nią. Wszyscy obecni wpatrywali się w słońce. Wraz ze zgaśnięciem jego ostatniego promienia dokona się rytuał.
      Lithia tylko raz obróciła się i rzuciła siostrze błagalne spojrzenie, po czym wbiła swój wzrok w jezioro pochłaniające ognistą kulę. Gdy rozbłysło ostatnie światło dnia, Lithia poczuła na swych plecach chłodną dłoń i mocne pchnięcie. Wiatr rozwiał jej włosy, łopotał jej bluzką, pieścił i drażnił jej ciało jak spragniony kochanek. Odruchowo zamknęła oczy. Nie krzyczała. Wszyscy zgromadzeni oczekiwali głuchego łoskotu ciała rozbijającego się o skały.
      W powietrze poszybował ogromny, czarny jak noc kruk. 
      

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Ani, która mnie motywuje i docenia, jak nikt inny :)
Dziękuję Ci za wiele miłych słów.
Dziękuję też każdemu za każdy komentarz, bo są one moją siłą napędową do dalszego działania. 

8 komentarzy:

  1. Smutne :( ale fajnie napisane

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne to bardzo :(( jak mogłaś to zrobić Lithii ://
      Rozdział bardzo dobrze napisany, świtnie opisałaś emocje Vanity i Lithii :)
      Wyjaśnij mi tylko co oznacza słowo ,,brzeszczot" :)
      Pozdrawiam, weny życzę i zapraszam do mnie na 4 rozdział :)
      http://igrzyska-1.blogspot.com/

      Usuń
    2. Dziękuję :) Postaram się, aby następny był weselszy.
      A brzeszczot to ostrze miecza :)

      Usuń
  3. No wiesz?
    Wnoszę o kolejny rozdział teraz, zaraz.
    Świetny!
    Pozdrawiam i weny!
    Saab.

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutek i groza.... Świetny rozdział :) Końcówka zaskakująca, czekam na ciąg dalszy i ciekawi mnie co się dzieje u Hasto :]

    OdpowiedzUsuń
  5. Pojawił się u mnie 1 rozdział, jeżeli jesteś ciekawa, to zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny :D Tak fajnie o piszesz i takim prostym językiem :D No ogólnie bardzo fajny blog :D
    Zapraszam też do mnie :D http://loszawszesprzyjaludziomaleniemi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony