Gdy
wracali do wioski, Travis pierwszy wyczuł w powietrzu metaliczną
nutę. Jak niewidoczna nić ciągnęła się, zawieszona pod
pierzastymi chmurami. Konie rżały cicho, szarpiąc się co chwila.
Lithia musiała mocniej objąć Hasto, aby nie spaść. Pod dłonią
czuła szybki rytm bicia jego serca.
-
Coś jest nie tak – mruknął Travis mrużąc oczy. Skrzydełka
jego nosa poruszały się delikatnie.
Z
każdą chwilą metaliczny zapach się nasilał. Teraz już wszyscy
wyczuwali otaczającą wioskę aurę. Zsiedli z koni. Gniada klacz
Travisa wierzgnęła dziko i szaleńczym galopem pognała w
przeciwnym kierunku, gdy tylko przestała czuć na grzbiecie ciężar
jego ciała. Srokaty wałach Hasto poszedł w jej ślady, nie
czekając aż Lithia z niego zeskoczy. W ostatniej chwili kobieta
zsunęła się po jego zadzie i czarnowłosy mężczyzna podtrzymał
ją zanim upadła. Wszyscy troje przez chwilę śledzili wzrokiem
uciekające wierzchowce, po czym ostrożnie ruszyli w stronę bramy
wsi. Dopiero teraz dotarło do nich co jest nie tak. Otaczała ich
ogłuszająca cisza. Nie było śpiewu ptaków, ryku krów ani
ludzkiego gwaru. Kiedy przekroczyli bramę, w nozdrza uderzyła ich
mieszanina kwaśnego odoru szczyn, metalicznego zapachu krwi i
mdlącej woni rozkładu. Lithia z trudem opanowała torsje. Brukowane
ulice wyścielone były zwłokami. Rynsztokiem płynęła krew.
Pobielane ściany pokrywały mozaiki zakrzepłej, rozbryzganej juchy.
Hasto
dobył miecza. Kątem oka wychwycił jakiś ruch za winklem gospody,
do której się zbliżali. Lithia podbiegła lekko do drzwi i
ostrożnie weszła do środka. W ręce trzymała sztylet, wyciągnięty
z cholewki wysokiego, skórzanego buta.
Hasto
i Travis rozglądali się. Blondyn uzbroił się w rapier wyciągnięty
z ciała jakiegoś otyłego mężczyzny. Z przerażeniem patrzyli na
skutki krwawej rzezi. Żaden z nich nie widział jeszcze tak
zmasakrowanych ciał. Dokoła leżały oderwane głowy kobiet, dzieci
z rozpłatanymi brzuchami, nadzy mężczyźni pozbawieni
genitaliów...
-
Podobasz jej się – powiedział nagle Travis patrząc na Hasto z
zagadkowym uśmiechem.
-
Nie sądzę – odparł czarnowłosy mężczyzna uciekając
spojrzeniem, jednak przed oczami stanął mu obraz ubiegłego
poranka.
Do
ich uszu dotarł ohydny, chrupiąco-mlaszczący dźwięk. Obrócili
się powoli. Pod ścianą kuliło się coś, co początkowo wzięli
za oskórowane dziecko. Poszarpane tkanki drgały wraz z każdym jego
ruchem. Stworzenie uniosło głowę i spojrzało na nich wielkimi,
błyszczącymi oczami, z jego krtani wydostał się gardłowy szloch.
Hasto zrobił krok w jego stronę i wtedy stwór skoczył. Rzucił
się na mężczyznę łomocąc go oderwanym i częściowo
ogryzionym ludzkim ramieniem. Teraz już wiedzieli co było źródłem
obrzydliwych dźwięków. Hasto obrócił się i płynnie ciął
potwora w brzuch, tuż pod linią wystających, białych żeber. Ghul
cofnął się, odrzucił broń i rzucił się na Hasto wysuwając
długie pazury. Travis wyrwał się z otępienia wywołanego
zaskoczeniem i ruszył przyjacielowi na pomoc. Ostrze rapieru gładko
przecięło tkanki i dłoń stwora, która niebezpiecznie zbliżała
się do szyi Hasto z chrzęstem spadła na bruk.
Od strony gospody doleciał przeszywający wrzask. Travis spojrzał
na przyjaciela, który sam skutecznie odpierał atak i pognał w
stronę budynku. Serce łomotało mu w piersi chcąc wyrwać się na
wolność, kiedy w szaleńczym pędzie pokonywał schody. Jak burza
wpadł do pomieszczenia, w którym była Lithia i zaparło mu dech w
piersi. Dwumetrowy stwór pochylał się nad kobietą i wyciągał
łapska w jej stronę. Krwawiącą ręką Lithia usiłowała sięgnąć
po swój miecz, jednak była w stanie jedynie opuszkami palców
musnąć rękojeść. Travis nie zastanawiając się wbił rapier
między kości nagiego kręgosłupa stwora. Ghul zacharczał, obrócił
się biorąc zamach i uderzył Travisa prosto w bok twarzy. Mężczyzna
nie wypuścił z dłoni rapieru, przez co rozciął potworowi bok.
Siła uderzenia rzuciła mężczyznę na drewnianą ławę. Ghul
odwrócił się, wysunął sztyletowate pazury i zamachnął się na
Lithię. Travis momentalnie wstał, skoczył, wbił ostrze w pierś
potwora, poślizgnął się na brunatnej cieczy, która wyciekała z
paszczy stwora i spadł prosto na Lithię zasłaniając ją własnym
ciałem. Potwór zamachnął się ponownie.
_
Bardzo proszę o komentarze i reakcje pod postem :)
Ble :P
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie *^*
OdpowiedzUsuńSzybko następną część, poproszę :)
OdpowiedzUsuńZgodnie z obietnicą przeczytałam. I powiem Ci naprawdę super, jest ciekawe, intrygujące i właściwie nie wiadomo o co chodzi. To dobrze. Bardzo dobrze. Daj mi znać o następnym wpisie. Pozdrawiam ciepło. A.
OdpowiedzUsuńAnka wszędzie dotrze:)
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)) Bardzo mi się podoba :33 Czekam na dalsze części :33
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://powrotdoprzeslosci.blogspot.com/