poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział VIII

     Gdy wracali do wioski, Travis pierwszy wyczuł w powietrzu metaliczną nutę. Jak niewidoczna nić ciągnęła się, zawieszona pod pierzastymi chmurami. Konie rżały cicho, szarpiąc się co chwila. Lithia musiała mocniej objąć Hasto, aby nie spaść. Pod dłonią czuła szybki rytm bicia jego serca.
     - Coś jest nie tak – mruknął Travis mrużąc oczy. Skrzydełka jego nosa poruszały się delikatnie.
     Z każdą chwilą metaliczny zapach się nasilał. Teraz już wszyscy wyczuwali otaczającą wioskę aurę. Zsiedli z koni. Gniada klacz Travisa wierzgnęła dziko i szaleńczym galopem pognała w przeciwnym kierunku, gdy tylko przestała czuć na grzbiecie ciężar jego ciała. Srokaty wałach Hasto poszedł w jej ślady, nie czekając aż Lithia z niego zeskoczy. W ostatniej chwili kobieta zsunęła się po jego zadzie i czarnowłosy mężczyzna podtrzymał ją zanim upadła. Wszyscy troje przez chwilę śledzili wzrokiem uciekające wierzchowce, po czym ostrożnie ruszyli w stronę bramy wsi. Dopiero teraz dotarło do nich co jest nie tak. Otaczała ich ogłuszająca cisza. Nie było śpiewu ptaków, ryku krów ani ludzkiego gwaru. Kiedy przekroczyli bramę, w nozdrza uderzyła ich mieszanina kwaśnego odoru szczyn, metalicznego zapachu krwi i mdlącej woni rozkładu. Lithia z trudem opanowała torsje. Brukowane ulice wyścielone były zwłokami. Rynsztokiem płynęła krew. Pobielane ściany pokrywały mozaiki zakrzepłej, rozbryzganej juchy.
      Hasto dobył miecza. Kątem oka wychwycił jakiś ruch za winklem gospody, do której się zbliżali. Lithia podbiegła lekko do drzwi i ostrożnie weszła do środka. W ręce trzymała sztylet, wyciągnięty z cholewki wysokiego, skórzanego buta.
     Hasto i Travis rozglądali się. Blondyn uzbroił się w rapier wyciągnięty z ciała jakiegoś otyłego mężczyzny. Z przerażeniem patrzyli na skutki krwawej rzezi. Żaden z nich nie widział jeszcze tak zmasakrowanych ciał. Dokoła leżały oderwane głowy kobiet, dzieci z rozpłatanymi brzuchami, nadzy mężczyźni pozbawieni genitaliów...
      - Podobasz jej się – powiedział nagle Travis patrząc na Hasto z zagadkowym uśmiechem.
     - Nie sądzę – odparł czarnowłosy mężczyzna uciekając spojrzeniem, jednak przed oczami stanął mu obraz ubiegłego poranka.
     Do ich uszu dotarł ohydny, chrupiąco-mlaszczący dźwięk. Obrócili się powoli. Pod ścianą kuliło się coś, co początkowo wzięli za oskórowane dziecko. Poszarpane tkanki drgały wraz z każdym jego ruchem. Stworzenie uniosło głowę i spojrzało na nich wielkimi, błyszczącymi oczami, z jego krtani wydostał się gardłowy szloch. Hasto zrobił krok w jego stronę i wtedy stwór skoczył. Rzucił się na mężczyznę łomocąc go oderwanym i częściowo ogryzionym ludzkim ramieniem. Teraz już wiedzieli co było źródłem obrzydliwych dźwięków. Hasto obrócił się i płynnie ciął potwora w brzuch, tuż pod linią wystających, białych żeber. Ghul cofnął się, odrzucił broń i rzucił się na Hasto wysuwając długie pazury. Travis wyrwał się z otępienia wywołanego zaskoczeniem i ruszył przyjacielowi na pomoc. Ostrze rapieru gładko przecięło tkanki i dłoń stwora, która niebezpiecznie zbliżała się do szyi Hasto z chrzęstem spadła na bruk.
     Od strony gospody doleciał przeszywający wrzask. Travis spojrzał na przyjaciela, który sam skutecznie odpierał atak i pognał w stronę budynku. Serce łomotało mu w piersi chcąc wyrwać się na wolność, kiedy w szaleńczym pędzie pokonywał schody. Jak burza wpadł do pomieszczenia, w którym była Lithia i zaparło mu dech w piersi. Dwumetrowy stwór pochylał się nad kobietą i wyciągał łapska w jej stronę. Krwawiącą ręką Lithia usiłowała sięgnąć po swój miecz, jednak była w stanie jedynie opuszkami palców musnąć rękojeść. Travis nie zastanawiając się wbił rapier między kości nagiego kręgosłupa stwora. Ghul zacharczał, obrócił się biorąc zamach i uderzył Travisa prosto w bok twarzy. Mężczyzna nie wypuścił z dłoni rapieru, przez co rozciął potworowi bok. Siła uderzenia rzuciła mężczyznę na drewnianą ławę. Ghul odwrócił się, wysunął sztyletowate pazury i zamachnął się na Lithię. Travis momentalnie wstał, skoczył, wbił ostrze w pierś potwora, poślizgnął się na brunatnej cieczy, która wyciekała z paszczy stwora i spadł prosto na Lithię zasłaniając ją własnym ciałem. Potwór zamachnął się ponownie.
      
_
Bardzo proszę o komentarze i reakcje pod postem :)

6 komentarzy:

  1. Szybko następną część, poproszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgodnie z obietnicą przeczytałam. I powiem Ci naprawdę super, jest ciekawe, intrygujące i właściwie nie wiadomo o co chodzi. To dobrze. Bardzo dobrze. Daj mi znać o następnym wpisie. Pozdrawiam ciepło. A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne ;)) Bardzo mi się podoba :33 Czekam na dalsze części :33
    Zapraszam do mnie:
    http://powrotdoprzeslosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony