Potwór
zamachnął się ponownie, ale tylko końce jego pazurów drasnęły
plecy mężczyzny. Ghul zacharczał, zatoczył się i padł martwy.
Hasto przekroczył go i podał przyjacielowi rękę, który podniósł
się z przepełnionym bólem jękiem. Lithia patrzyła na niego z
zaskoczeniem. Nie darzyła go ani sympatią, ani zaufaniem. A teraz
osłonił ją własnym ciałem, ryzykując życie. Jednak kiedy
wyciągnął dłoń w jej stronę, wcale nie była pewna czy chce, by
znów jej pomógł. Spojrzała na siebie. Leżała w kałuży własnej
krwi i ohydnej, brunatnej cieczy. Tunika była poszarpana i brudna, a
obcisłe spodnie rozerwane na prawym udzie. Podniosła wzrok i
wyciągnęła rękę, gdy tylko opuszki jej palców dotknęły dłoni
mężczyzny, przeszedł ją dreszcz i przez sekundę przed oczami
mignęła jej przerażająca wizja. Ujrzała go leżącego na
kamiennej posadzce, jego ubranie było rozszarpane, włosy sklejone
krwią, błękitne oczy zaszły białą mgłą. Jej ciałem ponownie
wstrząsnął dreszcz, ale nie dała niczego po sobie poznać.
Opatuliła się peleryną, najszybciej jak potrafiła zebrała swoje
rzeczy wysypane z torby.
-
Znikajmy stąd – głos Travisa dotarł do niej, gdy podnosiła z
podłogi ostatnią fiolkę, wypełnioną krystalicznym płynem o
barwie głębokiego fioletu.
Kiwnęła
tylko głową i podniosła się. Byli w pomieszczeniu sami. Hasto
musiał opuścić gospodę, gdy tylko ich ocalił. Stali tuż obok
siebie. Lithia czuła na twarzy ciepły oddech mężczyzny. Spojrzała
w jego oczy i nagle zrobiło jej się go żal. Nie znała go, ale
wiedziała, że nie zasługiwał na taką śmierć, jaka go czeka.
-
Dziękuję – powiedziała cicho i spuściła wzrok. Nie była warta
tego, by poświęcać się dla niej i doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. - Usiądź na moment. Muszę opatrzyć twoje plecy.
Kiedy
mężczyzna zdjął koszulę i usadowił się na drewnianym taborecie
Lithia oczyściła trzy niezbyt głębokie, ale długie rany na
wysokości jego łopatek. Wyszukała w torbie sakiewkę z ziołami. W
kamiennej miseczce zmieszała je z tajemniczym fioletowym płynem i
precyzyjnie nałożyła papkę na nieustannie krwawiące rozcięcia.
Travis syknął, gdy mieszanka dotknęła jego skóry i zacisnął
pięści, jednak po chwili odetchnął z ulgą. Lithia delikatnie
owinęła go bandażem.
Kiedy
wyszli poza bramę wsi ujrzeli uśmiechniętego Hasto, prowadzącego
konia o ognistorudym umaszczeniu. Z klaczy powoli schodziło
przerażenie i teraz trącała właściciela pyskiem z coraz większym
entuzjazmem.
-
Znalazłem ją na skraju lasu. Musiała uciec, gdy zaczęła się
rzeź – powiedział Hasto nie tracąc uśmiechu i poklepał konia
po zadzie. Spojrzał na Lithię i głosem nie znoszącym sprzeciwu
dodał: - Wsiadaj.
-
Chyba żartujesz! Nie mam zamia...
Hasto
tylko spojrzał na nią, chwycił mocno i wrzucił na konia nie
zważając na jej protesty. Śmiały ruch zaowocował sińcem na
policzku i bogatą wiązanką przekleństw rzuconą pod jego adresem.
Przez
kilka godzin wędrowali do najbliższego miasta. Cały ten czas
Lithia siedziała na koniu obrażona, nie odzywając się ani słowem.
Co chwila rzucała tylko pełne pogardy spojrzenia mężczyznom,
którzy pochłonięci byli radosną rozmową i co jakiś czas rzucali
w jej stronę złośliwe docinki o babskiej agresji i bezsensownym
uporze.
Lithia
samotnie siedziała przy kontuarze i sączyła piwo podane przez
wąsatego gospodarza. Lokal, do którego trafili jako jedyny o tej
porze świecił jeszcze pustkami, ale ludzie powoli zaczynali zbierać
się przy podłużnych ławach. Kobieta już po raz któryś
odrzuciła zaloty podchmielonego młodzika i z rozbawieniem patrzyła
jak wraca do wyśmiewających go kompanów. Z zaskoczeniem odkryła,
że w jej kuflu pozostała jedynie odrobina piany. Gospodarz jakby
wyczuwając na sobie jej spojrzenie, bez słowa uzupełnił naczynie.
Lithia posłała mu ładny uśmiech i rozejrzała się w poszukiwaniu
swoich towarzyszy. Nie odnalazła czarnowłosego mężczyzny. Ale
Travisa zlokalizowała z łatwością, od momentu wejścia do gospody
adorował biuściastą blondynkę i sądząc po jej uwydatniającym
się dekolcie, odnosił sukcesy. Kiedy spojrzał na Lithię, ta
uniosła kufel w geście pozdrowienia i uśmiechnęła się
ironicznie. Nie znosiła takich mężczyzn.
Gdy
atmosfera w gospodzie zgęstniała, a powietrze wypełnił zapach
dymu, potu i trawionego alkoholu, postanowiła się ulotnić. Po
czasie spędzonym wewnątrz budynku, nocne powietrze wydało jej się
czyste i orzeźwiające. Odetchnęła i ruszyła w kierunku mostu.
Nie uszła daleko, gdy poczuła kwaśny odór, gwałtowne szarpnięcie
i czyjeś spocone łapska na swoim ciele. W duchu przeklęła się za
pozostawienie miecza w pokoju. Z całej siły wbiła łokieć w
brzuch napastnika, który zgiął się i upadł na ziemię. Obróciła
się i ujrzała przed sobą dwóch postawnych mężczyzn, którzy
zbliżali się do niej z obleśnymi uśmiechami. Sądząc po
szybkości ich ruchów, domyśliła się, że są bardziej niż
podchmieleni. Nie doceniła jednak ich siły, gdy brała zamach jeden
z nich chwycił jej ramię i przyciągnął do siebie, blokując jej
ruchy. Splunęła mu w twarz na co roześmiał się i uszczypnął ją
w pośladek.
-
Bardzo mi przykro, że muszę panom przeszkodzić, ale ta dama jest
ze mną – w mroku zalśniło ostrze miecza.
-
Chuj nas to obchodzi – warknął ten, który trzymał kobietę.
Jego towarzysz wielkości ogra zrobił krok w przód. - Wypierdalaj
stąd, szczylu.
Mężczyzna
zamachnął się mieczem i szybkim ruchem ciął olbrzyma na
wysokości brzucha. Szelki podtrzymujące spodnie uciekły na plecy,
a gacie zsunęły się do kostek, odsłaniając poszarzałe onuce.
Osobnik spojrzał na napastnika, na siebie, po czym uniósł rękę i
się zatoczył. Po chwili opuścił ją, jakby ocena własnych sił
nie wypadła najlepiej, chwycił swoje spodnie i uciekł w kierunku
gospody. Facet obezwładniony przez Lithię powoli wstał zbliżył
się od tyłu do mężczyzny z mieczem i znów skulił się na ziemi,
bo łokieć jego potencjalnej ofiary wbił się dokładnie w to samo
miejsce, co łokieć kobiety. Trzymający Lithię nieco poluzował
uścisk na co ona obróciła się i najmocniej jak potrafiła
wymierzyła cios kolanem w jego krocze. Sapnął, jęknął i upadł,
przyciskając ręce do newralgicznego punktu. Kobieta przeszła nad
nim i spojrzała prosto w oczy czarnowłosego mężczyzny.
-
Poradziłabym sobie – mówiąc to wyminęła go i ruszyła w stronę
mostu.
-
Bardzo dziwnie wymawiasz słowo dziękuję – odparł Hasto.
_
Proszę o komentarze i reakcje pod postem. Chciałabym wiedzieć, czy ilość wyświetleń faktycznie jakoś ma się do ilości osób, które to czytają :)
_
Proszę o komentarze i reakcje pod postem. Chciałabym wiedzieć, czy ilość wyświetleń faktycznie jakoś ma się do ilości osób, które to czytają :)
Wulgarnie, agresywnie, foszaście.. coraz lepiej :P
OdpowiedzUsuńrozdział z charakterkiem :3
OdpowiedzUsuńCudne zakończenie :) Hasto ma charakterek.
OdpowiedzUsuń