sobota, 22 lutego 2014

Rozdział IX

      Potwór zamachnął się ponownie, ale tylko końce jego pazurów drasnęły plecy mężczyzny. Ghul zacharczał, zatoczył się i padł martwy. Hasto przekroczył go i podał przyjacielowi rękę, który podniósł się z przepełnionym bólem jękiem. Lithia patrzyła na niego z zaskoczeniem. Nie darzyła go ani sympatią, ani zaufaniem. A teraz osłonił ją własnym ciałem, ryzykując życie. Jednak kiedy wyciągnął dłoń w jej stronę, wcale nie była pewna czy chce, by znów jej pomógł. Spojrzała na siebie. Leżała w kałuży własnej krwi i ohydnej, brunatnej cieczy. Tunika była poszarpana i brudna, a obcisłe spodnie rozerwane na prawym udzie. Podniosła wzrok i wyciągnęła rękę, gdy tylko opuszki jej palców dotknęły dłoni mężczyzny, przeszedł ją dreszcz i przez sekundę przed oczami mignęła jej przerażająca wizja. Ujrzała go leżącego na kamiennej posadzce, jego ubranie było rozszarpane, włosy sklejone krwią, błękitne oczy zaszły białą mgłą. Jej ciałem ponownie wstrząsnął dreszcz, ale nie dała niczego po sobie poznać. Opatuliła się peleryną, najszybciej jak potrafiła zebrała swoje rzeczy wysypane z torby.
      - Znikajmy stąd – głos Travisa dotarł do niej, gdy podnosiła z podłogi ostatnią fiolkę, wypełnioną krystalicznym płynem o barwie głębokiego fioletu.
      Kiwnęła tylko głową i podniosła się. Byli w pomieszczeniu sami. Hasto musiał opuścić gospodę, gdy tylko ich ocalił. Stali tuż obok siebie. Lithia czuła na twarzy ciepły oddech mężczyzny. Spojrzała w jego oczy i nagle zrobiło jej się go żal. Nie znała go, ale wiedziała, że nie zasługiwał na taką śmierć, jaka go czeka.
      - Dziękuję – powiedziała cicho i spuściła wzrok. Nie była warta tego, by poświęcać się dla niej i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. - Usiądź na moment. Muszę opatrzyć twoje plecy.
      Kiedy mężczyzna zdjął koszulę i usadowił się na drewnianym taborecie Lithia oczyściła trzy niezbyt głębokie, ale długie rany na wysokości jego łopatek. Wyszukała w torbie sakiewkę z ziołami. W kamiennej miseczce zmieszała je z tajemniczym fioletowym płynem i precyzyjnie nałożyła papkę na nieustannie krwawiące rozcięcia. Travis syknął, gdy mieszanka dotknęła jego skóry i zacisnął pięści, jednak po chwili odetchnął z ulgą. Lithia delikatnie owinęła go bandażem.
    Kiedy wyszli poza bramę wsi ujrzeli uśmiechniętego Hasto, prowadzącego konia o ognistorudym umaszczeniu. Z klaczy powoli schodziło przerażenie i teraz trącała właściciela pyskiem z coraz większym entuzjazmem.
      - Znalazłem ją na skraju lasu. Musiała uciec, gdy zaczęła się rzeź – powiedział Hasto nie tracąc uśmiechu i poklepał konia po zadzie. Spojrzał na Lithię i głosem nie znoszącym sprzeciwu dodał: - Wsiadaj.
      - Chyba żartujesz! Nie mam zamia...
      Hasto tylko spojrzał na nią, chwycił mocno i wrzucił na konia nie zważając na jej protesty. Śmiały ruch zaowocował sińcem na policzku i bogatą wiązanką przekleństw rzuconą pod jego adresem.
    Przez kilka godzin wędrowali do najbliższego miasta. Cały ten czas Lithia siedziała na koniu obrażona, nie odzywając się ani słowem. Co chwila rzucała tylko pełne pogardy spojrzenia mężczyznom, którzy pochłonięci byli radosną rozmową i co jakiś czas rzucali w jej stronę złośliwe docinki o babskiej agresji i bezsensownym uporze.

    Lithia samotnie siedziała przy kontuarze i sączyła piwo podane przez wąsatego gospodarza. Lokal, do którego trafili jako jedyny o tej porze świecił jeszcze pustkami, ale ludzie powoli zaczynali zbierać się przy podłużnych ławach. Kobieta już po raz któryś odrzuciła zaloty podchmielonego młodzika i z rozbawieniem patrzyła jak wraca do wyśmiewających go kompanów. Z zaskoczeniem odkryła, że w jej kuflu pozostała jedynie odrobina piany. Gospodarz jakby wyczuwając na sobie jej spojrzenie, bez słowa uzupełnił naczynie. Lithia posłała mu ładny uśmiech i rozejrzała się w poszukiwaniu swoich towarzyszy. Nie odnalazła czarnowłosego mężczyzny. Ale Travisa zlokalizowała z łatwością, od momentu wejścia do gospody adorował biuściastą blondynkę i sądząc po jej uwydatniającym się dekolcie, odnosił sukcesy. Kiedy spojrzał na Lithię, ta uniosła kufel w geście pozdrowienia i uśmiechnęła się ironicznie. Nie znosiła takich mężczyzn.
   Gdy atmosfera w gospodzie zgęstniała, a powietrze wypełnił zapach dymu, potu i trawionego alkoholu, postanowiła się ulotnić. Po czasie spędzonym wewnątrz budynku, nocne powietrze wydało jej się czyste i orzeźwiające. Odetchnęła i ruszyła w kierunku mostu. Nie uszła daleko, gdy poczuła kwaśny odór, gwałtowne szarpnięcie i czyjeś spocone łapska na swoim ciele. W duchu przeklęła się za pozostawienie miecza w pokoju. Z całej siły wbiła łokieć w brzuch napastnika, który zgiął się i upadł na ziemię. Obróciła się i ujrzała przed sobą dwóch postawnych mężczyzn, którzy zbliżali się do niej z obleśnymi uśmiechami. Sądząc po szybkości ich ruchów, domyśliła się, że są bardziej niż podchmieleni. Nie doceniła jednak ich siły, gdy brała zamach jeden z nich chwycił jej ramię i przyciągnął do siebie, blokując jej ruchy. Splunęła mu w twarz na co roześmiał się i uszczypnął ją w pośladek.
      - Bardzo mi przykro, że muszę panom przeszkodzić, ale ta dama jest ze mną – w mroku zalśniło ostrze miecza.
      - Chuj nas to obchodzi – warknął ten, który trzymał kobietę. Jego towarzysz wielkości ogra zrobił krok w przód. - Wypierdalaj stąd, szczylu.
        Mężczyzna zamachnął się mieczem i szybkim ruchem ciął olbrzyma na wysokości brzucha. Szelki podtrzymujące spodnie uciekły na plecy, a gacie zsunęły się do kostek, odsłaniając poszarzałe onuce. Osobnik spojrzał na napastnika, na siebie, po czym uniósł rękę i się zatoczył. Po chwili opuścił ją, jakby ocena własnych sił nie wypadła najlepiej, chwycił swoje spodnie i uciekł w kierunku gospody. Facet obezwładniony przez Lithię powoli wstał zbliżył się od tyłu do mężczyzny z mieczem i znów skulił się na ziemi, bo łokieć jego potencjalnej ofiary wbił się dokładnie w to samo miejsce, co łokieć kobiety. Trzymający Lithię nieco poluzował uścisk na co ona obróciła się i najmocniej jak potrafiła wymierzyła cios kolanem w jego krocze. Sapnął, jęknął i upadł, przyciskając ręce do newralgicznego punktu. Kobieta przeszła nad nim i spojrzała prosto w oczy czarnowłosego mężczyzny.
      - Poradziłabym sobie – mówiąc to wyminęła go i ruszyła w stronę mostu.
      - Bardzo dziwnie wymawiasz słowo dziękuję – odparł Hasto.     

_
Proszę o komentarze i reakcje pod postem. Chciałabym wiedzieć, czy ilość wyświetleń faktycznie jakoś ma się do ilości osób, które to czytają :)

3 komentarze:

Wszelkie reklamy proszę zamieszczać w "spamowniku", odwiedzam każdy blog.

Nie uznaję czegoś takiego jak obs za obs i kom za kom.
Obserwuję tylko te blogi, które naprawdę mnie interesują.

Nomida zaczarowane-szablony